niedziela, 30 września 2012

Kiskunhalas

Nie ma to jak dobra reklama. Ulotkę informacyjną o tym termal-campingu znalazłem w Opusztaszer, sprawdziłem w internecie - wyglądało rozsądnie, więc przyjechałem. Okazuje się, że miejsce dość popularne - stoi kilka kamperków niemieckich.


Miasteczko tez wygląda na pierwszy rzut oka miło, trzeba będzie jeszcze przetestować wodę.

14:30
Woda całkiem przyjemna, nie za gorąca (do 36 stopni) ale fajna.
W ramach siesty poobiedniej zacząłem szukać wyjaśnienia tych dziwnych tablic Okazuje sie, że są to nazwy miejscowości pisane runami staro-węgierskimi (zwanymi też przez niektórych runami szeklersko-madziarskimi=székely-magyar) - po węgiersku rovásírás. Więcej o tych znakach i tablicach


można znaleźć tutaj.


Dzisiejsze fotki.

sobota, 29 września 2012

Szent Mihály-napi Forgatag

No i znowu, zgodnie z planem, jestem na campingu w Opusztaszer.


Google  potrafi "wspaniale:" tłumaczyć - tytuł tego posta wg G to "Codziennego zgiełku św Michała i zgiełk" :) Cała strona "po polsku" jest TUTAJ.
Zaczyna się wszystko 0 9:30 czyli już za pół godziny, przysięgą obywatelską (jeśli wierzyć G-tłumaczowi).
O 10:00 - msza św. ekumeniczna
o 10:50 odsłonięcie pomnika, jego poświęcenie i przemówienie Viktora Orbana.
A później już tylko folklor, wino, palinka, cygańska muzyka i ........ :) :)

12:40
Część oficjalna zakończona, pomnik odsłonięty.


Wrzuciłem  kolejną porcje zdjęć i wracam na imprezę.

19:30
Działo się sporo chociaż nie to, na co się nastawiałem. Była to typowa impreza dla "tubylców" a nie dla turystów. Nie było żadnego stoiska z palinką, żadnego stoiska z winem. Tłumacz G pisał o soku z winogron - trzeba było mu uwierzyć :) Pokazywali jak się właśnie taki sok robi - smaczny taki  na oczach widzów wytłoczony. Byli muzycy, był folklor, ale nie było typowych cyganów, jak na wszystkich imprezach nastawionych na zagranicznych turystów. Pokazy psów pasterskich były niesamowite - na pierwszy rzut oka spokojne psiaki ale jak sie dorwały do baranów to .... futro latało w powietrzu. Można było zobaczyć na własne oczy jak się robi beczki, jak się podkuwa konie, jak się wyplata koszyki z wikliny czy kapcie z kukurydzy (nawet mnie zapraszano bym sam spróbował).
Zajrzałem do kuźni, gdzie pracowali kowale, jeden z nich zagadał do mnie, zgadaliśmy się, że on tylko po węgiersku a ja po polsku wiec ...... pogadaliśmy sobie na tematy polityczne (serio) :)
A tak w ogóle dalej twierdzę, że Węgry to wolny kraj, wolnych ludzi.
Prz pomniku oczywiście obstawa BOR ale  można było wszędzie wejść, oni tylko stali i pilnowali by było bezpiecznie. pewnie gdybym się uparł że podejdę do premiera - nie było by problemów.
W parku są ścieżki, dróżki ale wolno chodzić po trawie, nawet się na niej położyć i nikomu to nie przeszkadza.
W kolejce nikt się nie przepycha, wszyscy jacyś tacy spokojni, zrelaksowani.
Na drodze podobnie - nie słychać klaksonów, nie ma wpychania się na siłę, więcej, wiele razy widziałem, jak samochód zwalniał by spokojnie przepuścić rowerzystę czy pieszego który właśnie w tym miejscu postanowił przejść przez jezdnię.
Chyba dlatego tak lubię tu przyjeżdżać.


Dzisiejsze fotki.

piątek, 28 września 2012

Subotica - Serbia

No i się rozpadało.


Pół nocy mocno wiało i nawiało ciemne chmury. Jak oglądam mapy satelitarne, to nie wygląda to nazbyt obiecująco chociaż prognoza pogody dla skansenu zapowiada, że jutro i pojutrze mimo wszystko ma być słonecznie. Festyn na świeżym powietrzy w deszczu to nie jest nic przyjemnego.

13:40
Wybrałem się do Suboticy, pooglądać trochę Serbię. Przy wjeździe, całodobowa stacja paliw i jak widać, jest WiFi. Stoi nawet jakiś kamperek na serbskich numerach.

15:40
Dotarłem do stadniny na północny zachód od Suboticy (Kelebija), oglądam i pstryka koniki, głaszczę rudego i rozpieszczonego kocura a deszcz nawet przestał padać.


Dzisiejsze fotki.

czwartek, 27 września 2012

Szeged [Seged]

Miasto, którego nazwa wypowiadana nieprawidłowo przez Polaka  może Węgra doprowadzić do śmiechu.
Najpierw pokręciłem się trochę kamperem po mieście, porobiłem zakupy, żeby później nie nosić tego wszystkiego i zajechałem nad sama Cisę, na camping.
Szeged jest dloa mnie sporym zaskoczeniem, wygląda trochę inaczej niż większość węgierskich miast, zwłaszcza okolice kościoła wotywnego, który też jest jakiś inny. W środku jest piękny, wręcz niesamowity, z zewnątrz sprawia wrażenie jakieś uroczej ale dziwnej mieszanki.


Kościół znajduje się na dużym placu który nazywa się DOM. Budynki, które otaczają ten plac zrobiły na mnie ogromne wrażenie


Na obiad zafundowałem sobie schabowego, takiego jakiego pamiętam z lat 80 XX wieku, kiedy jeżdżąc z wycieczkami do Budapesztu, robiło się obowiązkowy postój w pierwszej knajpie za granica słowacko węgierską w Rajce
Po odpoczynku - wizyta w tutejszym aquaparku. Nowy, wylizany ale nie zrobił na mnie większego wrażenia.

Dzisiejsze fotki.

środa, 26 września 2012

Ópusztaszer

Już o 22 wyłączyli fontannę, kurant nie zagrał ani o 22 ani o 6 rano więc miałem cichą i spokojną noc. Na śniadanie przeniosłem się pod MCDonalda.


Co będę robił jutro i pojutrze, jeszcze dokładnie nie wiem, za to wiem prawie na pewno co będę robił w sobotę i niedzielę. Jest okazja zobaczyć osobiście Viktora Orbana i prawdziwy (a nie dla turystów) węgierski folklor - Szent Mihály-napi Forgatag, szeptember 29.
Z tego co wyczytałem, oprócz degustacji potraw węgierskich, przefermentowanego soku z winogron :) będą też różne pokazy, np psów pasterskich.

18:00
Gorąco, słonce świeci a ja połaziłem po tym obiekcie ponad 4 godziny i jestem padnięty. Nie przepadam za skansenami, są przeważnie nudne, monotonne a ten jest trochę inny, żywy. W wiejskim obejściu są prawdziwe kury, gęsi, bydło, suszy się papryka, cebula itp. organizowany jest tutaj specjalny program dla szkół - zajęcia w skansenie ale zajęcia w odpowiednim stylu. Sam dzisiaj widziałem w starej szkole lekcje prowadzona przez nauczyciela ubranego w togę, z czcinką w ręce  który kazał dzieciakom siedzieć z rękami założonymi do tyłu. W ulotce reklamowej są zdjęcia jak dzieciaki w ramach tego programu biorą udział w różnych pracach domowych - świetny pomysł.
Teren spory, dużo chodzenia i oglądania ale warto.


Główną atrakcja jest ogromny obraz pokazujący historię madziarów (obraz z stylu Panoramy Racławickiej). W restauracji obrazu pomagała ekipa polskich specjalistów, która pracowała właśnie przy  wrocławskiej panoramie.
Jestem padnięty, ledwie żywy ale zadowolony. Już sobie wyobrażam, co się będzie działo w sobotę, na tej plenerowej imprezie.


Dzisiejsze fotki.

wtorek, 25 września 2012

Kecskemet

W nocy padało, rano jeszcze było i mokro i paskudnie pochmurno ale szybko przewiało chmury i w ciągu dnia jest prawie 30 stopni. Biedny pies zza płotu, pół nocy szczekaniem starał się mnie wygonić ze swojego terenu - a rano był tak zmęczony że w ogóle nie reagował na mnie.
Kecskemét, podobno najpiękniejsze miasto na Węgrzech w pełni zasługuje na to miano. Centrum (trzy połączone ze sobą place) wygląda urokliwie. Połaziłem trochę po centrum ale parking płatny więc sie na razie wycofałem.


Jedno miejsce na nocleg to całodobowy MC Drive niedaleko kąpieliska (jest WiFi ale port do GG zablokowany). Mam ochotę przenocować w samym centrum, na pl Kossutha (jest legalny parking, płatny od 8 do 18) i nawet jest WiFi z kawiarenki na przeciwko. Może się uda, a wtedy koncert kurantów z ratusza będę miał w kamperku.

20:40
Ustawiłem się tradycyjnie, pod latarnią i tutaj zostaje na noc.


Sygnał WiFI słaby ale jest i daje się rozmawiać  na GG. Pooglądałem sobie trochę dokładniej ratusz i niestety - tynk się sypie, farba obłazi, dachówki które są największą ozdobą budynku wymagają czyszczenia. Różne lampy porozmieszczane na całym placu, miałem nadzieje na wieczorne podświetlenie - a tu nic, pewnie oszczędzają. Szkoda.


Dzisiejsze fotki.

poniedziałek, 24 września 2012

Dalej Cisa

Nim się rano poskładałem, popakowałem, zapłaciłem itp zrobiło się trochę późno i wyjechałem dopiero koło 11. Droga spokojna, pusta, po drodze małe wioski - w co drugiej jakieś kąpielisko. Zajechałem do Szolnoku - tutaj był najbliższy bankomat UniCredit (po co mam płacić prowizje za wypłatę) więc troche pokręciłem się po centrum. Jakoś nie miałem ochoty ani na zabytkowe termy ani na odremontowany kompleks wodny (wraz z campingiem). Pojechałem 15 km dalej, do Abony. Tutaj jest prywatne niewielkie ZOO, którego niewątpliwą atrakcja są trzy małe tygrysiątka.


Wspaniałe kociaki i pięknie się bawiły a ja obserwowałem i pstrykałem trochę.
Nocować planuję tutaj, pod tym ZOO (jest nawet WiFi) a jutro - Kecskemet.



Dzisiejsze fotki.

niedziela, 23 września 2012

Tiszafüred - leniwa niedziela

Dzień upływa powoli i leniwie. Rano wyskoczyłem do sklepu po nowa paprykę i jedzenie dla kota :)


Później śniadanie, basen, odpoczynek, obiad, basen. Ugotowany kurczak kocicy już mniej smakował niż poranne kocie jedzenie - wybredna panienka :)


Jutro chyba ruszę w dalsza drogę, ile można siedzieć w jednym miejscu :)


Dzisiejsze fotki.

sobota, 22 września 2012

Tiszafüred - sobota

Pogoda dzisiaj niespecjalna. rano było trochę słońca, później się zachmurzyło, teraz znowu pokazuje się nieśmiało słońce.
Rano, po śniadaniu - basen a później spacer na miejska plażę i przylegający do niej teren rekreacyjny. Fajnie to zrobili, dużo ławek, stolików, obowiązkowe kubły na śmieci, krany z wodą (działające), miejsca na węgierski kociołek (zamiast grila) i wiele różnych przyjemności dla dzieciaków (huśtawki, drabinki itp).
Zaciekawiły mnie rury metalowe, wyglądające jak niektóre nasze parkingi dla rowerów - postawiono je tutaj dosłownie przy każdej ławce.


Na samym końcu tego terenu rekreacyjnego - wieża obserwacyjna. Wszystko nowe, z zeszłego roku - za pieniądze UE.
Po powrocie  na camping - drugie podejście do upieczenia udek kurzych na moim grilu. Wczoraj nie wyszło - nie wiem, czy gaz  w pojemniku był już przeterminowany, czy może nie do końca rozmroziłem te udka - w każdym razie po 2 godzinach męczenia (aż skończył się gaz) mięso nadal było w środku surowe. Miejscowa kocica nie narzekała - jej smakowało :) Dzisiaj, na drugim pojemniku gazu udało się doprowadzić mięso do postaci jadalnej przez człowieka ale to nie to, widać na tym grilu najlepiej wychodzą płaskie kawałki mięsa.


Jeszcze dzisiaj kolejne porcja moczenia się i sobota się skończy.


Dzisiejsze fotki.

piątek, 21 września 2012

Tiszafüred - termalne przemyślenia

I po deszczu, znowu ładne słoneczko, jednak sporo chłodniej niż dwa kilka dni temu i silny wiatr, ale pięknie.
Doszedłem do wniosku, że straszne sierota ze mnie. Dopiero dzisiaj zauważyłem, że oprócz otwartego basenu (z masażami), w którym się wczoraj, przy deszczu męczyłem, jest też duży basen, nawet z cieplejszą wodą (34-38 stopni) pod dachem :)


Przewartościowały mi sie oceny różnych term madziarskich. Csokonyavisonta spadła na drugie miejsce, tutejsze, w Tiszafüred wysunęły się na pierwsze miejsce.
Po pierwsze - taniej. W Csokonyavisonta płaciłem za nocleg (z prądem i wstępem na termy) ponad 4 tys ft, tutaj, to samo będzie kosztowało ok 3200 ft. I tam i tutaj jest WiFi :)
Tutaj mogę zjeść rozsądny obiad (tzw menu) za 850 ft, tam  jest sympatyczna knajpka obok term ale za samo drugie danie z kieliszkiem wina płaciłem prawie 2 tys ft.


Tam jeden mały sklepik, otwarty tylko czasami, tutaj mam obok trzy markety i dodatkowo kilka innych restauracji, do wyboru.
Tamta woda trochę cieplejsza (do 42 stopni) i mocno pachnąca ropą, tutejsza woda za to brązowa (tlenki żelaza) i pachnie siarkowodorem ale niezbyt mocno. Według strony o termach w Europie - w Tiszafüred leczone są: dolegliwości narządów ruchu,  schorzenia reumatyczne, choroby kobiece, paraliż i wiotczenie mięśni. To trzecie mnie nie dotyczy ale pozostałe jak najbardziej. Czuję, że ta woda dobrze na mnie działa, przede wszystkim uspokaja :)
I kolejny plusik dla tutejszych term - są bliżej Białegostoku niż Csokonyavisonta.

Po śniadaniu, półtorej godziny moczenia się w basenie, później zbieranie orzechów włoskich a teraz kawka i odpoczynek.



Dzisiejsze fotki.

czwartek, 20 września 2012

Deszczowe Tiszafüred

No i rozpadało się na dobre. Cała noc padało, nawet miałem wieczorem przygodę z markizą - za mały skos ustawiłem i najpierw zrobiło się na niej jeziorko a później załamały się podpory. Na szczęście szybko to zauważyłem, wodę wylałem, inaczej ustawiłem podpory i już wszystko jest OK.
W taka pogodę można robić tylko dwie rzeczy - spać albo siedzieć przed komputerem :) oglądając różne programy do nawigacji na androida trafiłem na świetna mapę Węgier.


Naniesione są sklepy, knajpki, punkty usługowe itp. No i mając dostęp do sieci fajnie to wygląda w programie OruxMaps.
Przez okno obserwuję jak kampery i przyczepki wyjeżdżają - ja na razie zostaję.

15:40
Obiadek na campingu (za 850 ft) i mimo deszczu mały spacer do portu.


Na wyspę Robina niestety nic nie pływa, nie wiem, czy z powodu pogody czy koniec sezonu. Później kolejna wyprawa do basenu , mimo 10 stopni na dworze i padającego deszczu, cały czas są chętni do moczenia się. Nic dziwnego - woda ma temperaturę ok 36 stopni, szkoda tylko, że basen nie jest zadaszony..


Dzisiejsze fotki.

środa, 19 września 2012

Tiszafüred

Coraz bardziej zaczyna mi się podobać ten camping. Cena przyzwoita - będę płacił za dobę, z prądem zaledwie 3100 ft. Spora kuchnia, i pralnia wliczona w cenę. Zaraz  koło campingu Lidl, kawałek dalej Penny i restauracja (jeszcze jej nie testowałem), Thermal Etterem, które mam za oknem, też wygląda na otwarte. Duża ilość kamperów  potwierdza moja opinię.  tradycyjnie, większość to niemieckie kamperki ale są też i inne (czeski, fiński, duński, węgierski). Wszystko wskazuje na to, że kilka dni tutaj posiedzę.

16:00
Spacer po mieście, drobne zakupy owocowe (winogrona, śliwki) i obiad w Thermal Etterem za 850 ft (ok 12 zł) :)  teraz  - spać się chce . . . . .

17:40
Przyszła burza, grzmi nad jeziorem i właśnie zaczęło padać. A ja odkrywam kolejne zastosowanie tableta. Mając dostęp do sieci i prąd, mogę sobie posłuchać swojej ulubionej "trójki". Jeszcze w XX wieku, jak się wyjeżdżało nie za daleko od kraju, można było złapać "jedynkę" na długich ale teraz już chyba wszystkie stacje nadają na UKF więc zaraz za granica radio milknie w ojczystym języku. A tak, dzięki androidowi i internetowi można słuchać wielu różnych stacji w dowolnym punkcie kuli ziemskiej.



Dzisiejsze fotki.

wtorek, 18 września 2012

Tisza

Cisza spokój - nawet śpiąc na głównej ulicy można się wyspać. Rano, na śniadanie kupiłem świeże rogaliki i powoli zbieram się do dalszej drogi. Dzisiaj w planie Tiszafüred nad Tisza to czyli sztucznym zbiornikiem na Tiszy. Jak wszędzie tutaj, w Tiszafüred mają oczywiście termy i jest termal camping - trzeba będzie go obadać.


12:45
Dojechałem do jeziora, obejrzałem camping, sporo kamperów i przyczepek, ale mają WiFi, więc na pewno tutaj nocuję. Przejechałem na drugą stronę jeziora i właśnie oglądam Okocentrum, czyli nowo wybudowany ośrodek edukacji przyrodniczej.


Akwarium mają super zrobione, teraz czekam na film 3D. Pani w kasie uprzedziła mnie, że będzie po węgiersku ale to nie problem :)


Dzisiejsze fotki.

poniedziałek, 17 września 2012

Tisza / Cisa

Woda zatankowana, kotek wyprowadzony, akumulatorki naładowane - można ruszać dalej. Dunaj już objechałem dość dokładnie - teraz pora na druga co do wielkości rzekę Węgier czyli Cisę.
Przy wyjeździe z campingu zaskoczenie - wczoraj mówiono mi, że zapłacę za noc 3900 ft - dzisiaj, zmiana ceny, tylko 2500. Lubie takie zmiany :)
Zaraz za Tokajem jest płatne łowisko, z dużym parkingiem i mocnym sygnałem WiFi, z którego właśnie korzystam. Kierunek - Tiszaujvaros - na termy.

18:30
Jadzia wyznaczyła drogę do Tiszauhjvaros bez żadnych ostrzeżeń czy pytań. Oglądałem mapę, więc wiedziałem co mnie czeka. A Jadzia przed samym promem zdecydowanym, głosem stwierdziła "wjedź na prom", tym razem nie namawiała "zawróć jeśli to możliwe" jak robiła w Chorwacji :)


Do samego Tiszaujvaros  droga monotonna i mało ciekawa. Kąpielisko podobne w stylu do tego w Kisvarda, duzo trawy, kilka różnych basenów ładnie zrobionych, niestety, większość już zamknięta, po sezonie. Kioski i knajpki na basenie - tez, otwarta tylko jedna restauracja. Sama woda strasznie miękka (czy raczej alkaliczna), no i "brudna" czyli mocno brązowa od żelaza. Jakoś dziwnie mnie zmęczyła, chociaż wcale aż tak długo w niej nie siedziałem. Cała przyjemność kosztowała 1100 ft czyli około 17 zł.
Nie bardzo mi się chciało jechać dalej, szukałem więc miejsca na nocleg ale z WiFi. Koło term, tylko w hotelu jest darmowe WiFi ale z bardzo słabym sygnałem, wiec pokręciłem się trochę po mieście i znalazłem, na głównej ulicy, pod blokiem ale za to sygnał mam dobry.


Dopiero później, jak poszedłem pooglądać najbliższa okolicę, zobaczyłem, że stoję "tradycyjnie" koło ratusza :)


Dzisiejsze fotki.

niedziela, 16 września 2012

Tokaj

Dzisiaj już pogoda zupełnie inna, chmury odeszły, czyste niebo i pewnie znowu będzie upalnie.
Najwyższa pora odwiedzić centrum tego regionu czyli Tokaj i jego Łysą Górę. Poza tym, moje akumulatory dopominają sie podładowania. W przewodniku obiecują, że camping w centrum ma dostęp do internetu - zobaczymy :)




15:45
Być w Tokaju i nie napić się tokaju, to byłby spory błąd. W zabytkowych piwnicach Rakocziego spróbowałem 2 rodzajów, teraz pora na dalszą degustację.
Z dostępem do sieci jest problem. Niby w samym centrum jest free hotspot ale z bardzo słabym sygnalem. Koło campingu w drugim ośrodku jest trochę lepszy. W centtim sporo WiFi ale wszystkie z hasłem. Zdjęć dzisiaj w galerii nie będzie, uzupełnię, jak znajdę rozsądny dostęp.

17:30
 
[Ozo sip,
ozo sip
Oki nek o seme kid
Oki nek o seme kid .....]
:):):):):)

Dzisiejsze fotki.

sobota, 15 września 2012

Szerencs

Nocleg na parkingu pod blokiem - udany. Cisza, spokój, oświetlenie, WiFi  - co więcej chcieć :)

Miasto Szerencs zwane jest zachodnimi wrotami do gór Zemplen. Z rzeczy które warto tutaj pooglądać, to Muzeum Cukru (jedno z trzech w Europie), zamek Rakocziego, dziwnie usytuowany bo na sztucznej wyspie na moczarach, oraz Muzeum Zemplen z unikalna kolekcja pocztówek (około miliona egz.).
Całą noc padało, teraz tez mokro, ale to nie powinno mi przeszkodzić w zwiedzaniu, zwłaszcza muzeów :) 

12:20
Znalazłem w sieci adres Muzeum Cukru, ustawiłem GPSa i Jadzia mnie doprowadziła ....... gdzieś, jak to Jadzia :) Ale po drodze zobaczyłem nowy kościół, na górze świątynia, na dolnym poziomie kaplica cmentarna i od razu kolumbarium. W krużganku wokół kościoła, na dolnym poziomie - tez duże kolumbarium.
Później już na własnego nosa trafiłem do słodkiego muzeum. W soboty i niedziele ma się w ramach biletu przewodnika, który pokazuje i opowiada co i jak. Ponieważ byłem sam, więc  sympatyczny człowiek zajął się tylko mną. Dużo opowiadał (oczywiście po węgiersku), ja odpowiadałem po polsku i było miło i sympatycznie :) I cała ta przyjemność za jedyne 500 ft.
Zamek pięknie odrestaurowany (a raczej zbudowany od nowa, zewnętrzne ściany tylko zostały z oryginału).


Muzeum zamknięte, kawiarenka - też, czynna tylko część hotelowa. Dookoła ładny, zadbany park a obok, w hali sportowej odbywał się jakiś konkurs czy spotkanie zespołów ludowych.

20:00
Na obiad podjechałem w okolice hipermarketów i wreszcie udało mi się upolować langosa. Pogoda zaczęła się poprawiać, wyszło słońce więc wybrałem się na mały objazd okolicznych wiosek. Wszędzie, jak to na tym terenie - winnice, winnice i winnice.


Najpierw Mad, później Tallya ze swoją ciekawostką  czyli ..... środkiem Europy (to już trzeci jaki odwiedziłem). Później Golop, gdzie remontowany jest stary pałacyk, pewnie bedzie tam kolejny hotel albo restauracja. Wracając  jeszcze trafilem na jarmark/odpust w Monok.
Nocuję w tym samym miejscu, pod tym samym blokiem co wczoraj w Szerencs.


Dzisiejsze fotki.

piątek, 14 września 2012

Zemplen

Uzależnienie od internetu to poważna choroba, ruch na ulicy mi nie przeszkadzał, ważne, że miałem dostęp do sieci :)
Dzisiaj w planie objazd gór Zemplen, najdalej na wschód wysunięte węgierskie góry. Po drodze rożne zamki i podobno też termalne kąpieliska. Jak będzie gdzieś po drodze dostęp do sieci, będę sukcesywnie dopisywał.

Ciągle chodzi mi po głowie tutejsze Morskie oko, czyli małe romantyczne jeziorko po starym kamieniołomie. Na mapie to wygląda tak


Trzeba będzie się tam wybrać, koniecznie.

16:20
Udało się wreszcie znaleźć jakieś wolne WiFi i powysyłałem dzisiejsze zdjęcia. tak długo tu, przy drodze, a jakiejś wsi stoję, że aż się jedna kobieta zainteresowała. Przyszła się zapytać łamaną polszczyzną, czy wszystko ok, czy nie mam jakiegoś problemu :)
Jadę dalej, szukać rozsądnego noclegu. Jak znajdę taki z WiFi to dopiszę więcej.

18:20
Mam miejsce na nocleg. Mała, niepozorna stacja benzynowa tuż przed Abaujszanto ale z dostępnym WiFi.

Rano, po śniadaniu podjechałem do  Karolyfalva i stamtąd już tylko kilometr pieszo (ale za to cały czas pod górę) do Morskiego oka.


Warto to zobaczyć, szkoda tylko że w większości przewodników nie ma na ten temat ani słowa. Po obstrykaniu z każdej strony tego jeziorka, krótki postój w Satoraljeujhelu (kto pamięta film CK dezerterzy powinien skojarzyć to miasto) i dalej do Szephalom, gdzie jest Muzeum języka węgierskiego  oraz mauzoleum Kazinczy Ferenc.


Następny etap to ruiny zamku Fuzer, licznie położone na wysokiej skale. Oglądałem tylko z dołu, z wioski położonej u stóp tej skały, nie miałem siły drapać się znowu pod górę.


Dalej droga malowniczo wije się między górkami i dolinkami, warto tędy przejechać do Telkibanya, danego ośrodka górniczego (głownie srebro i złoto). Na miejscu jest małe muzeum górnictwa.
Ostatni punkt dzisiejszej jazdy to zamek Boldog (koło Boldogkovaralia).


 Ładna, nastrojowa restauracja w podziemiach zamku ale obejrzałem cennik i jakoś ochota mi przeszła.
Nocleg na stacji benzynowej w Abaujker, tuż przed Abaujszanto.

21:00
Jednak zmieniłem miejsce noclegu. Na tamtej stacji okazało się, że pan (mimo wywieszki ze czynna 0-24)  przed 20 zamknął wszystko, pogasił  światła i poszedł sobie. A nocowanie na pustkowiu, po ciemku jakoś nie bardzo mi odpowiada. Podjechałem więc ok 25 km do Szerencs, stoję sobie na oświetlonym parkingu pod blokami i nawet mam niezły sygnał WiFi.


Dzisiejsze fotki.

czwartek, 13 września 2012

Sarospatak

Zabytkowe kolegium ma swoje dodatkowe plusy. Na dziedzińcu stoją ławeczki i jest dość mocny sygnał darmowego WiFi :)

Wczoraj wieczorem było trochę chmur na niebie, ale noc była gwiaździsta i dzisiaj o rana dalej słoneczko i ok 30 stopni.

14:00
Kolejny obiad w centrum za 920 ft :)


Jednak pogoda się psuje, duszno, parno, niebo coraz bardziej zachmurzone, wszystko wskazuje na to, że wieczorem będzie padać. A ja planuję wyjaz z campingu i nocleg na głównej ulicy, ale z internetem.

18:45
No i wyniosłem się z campingu. Na wyjeździe musiałem oczywiście dopłacić za 3 nockę, tylko nie wiem dlaczego policzono mnie o 500 ft mniej (dokładnie kilogram winogron).


Stanąłem tak jak zaplanowałem i dopiero robiąc zdjęcia zauważyłem że niecałe 100 m dalej, po drugiej stronie skrzyżowania jest komisariat policji :)



Dzisiejsze fotki.

środa, 12 września 2012

Sarospatak - mokre lenistwo

Na dworze 30 stopni, ani jednej chmurki, lekki wiaterek. Przy takiej pogodzie nie powinnno się zbytnio oddalać od basenu. Obiad też był na mokro


Halaszle z chlebem i duża kofola. Zapominalskim przypominam, że w zeszłym roku tutaj się moczyliśmy


Wybrałem się do sklepu po chleb i paprykę i przy okazji wysyłam tego posta. Więcej fotek nie ma.

wtorek, 11 września 2012

Sarospatak

Niestety, na campingu sieci nie ma, trzeba "pajęczyć". Camping przy termach taki sobie, 4250 za noc ale z biletem wstępu, więc nie najgorzej.

12:40
Rano się pomoczyłem, później śniadanie, teraz idę do centrum (ok 3 km) obadać jakieś knajpki.


Nie tak łatwo znaleźć itwarte WiFi i to tak ulokowane by można było podjechać Mruczkiem (tylko wtedy mam możliwość wrzucenia wszystkich zdjęć) ale chyba znalazłem takie miejsce, Rakoczi Panzio w samym centrum.
Łażąc po mieście znalazłem jadłodajnie, popularną wśród tubylcow, więc sam też zaszedłem na obiad.


Ta przyjemność kosztowała mnie 900 ft, czyli ok 13 zł :)
Ufff, udało się wysłać z telefonu dzisiejsze fotki. Trzeba ich tylko samemu poszukać (sezon 3).

18:30
Wyjechałem z campingu na 2 godzinki by porobić trochę porządku w zdjęciach. Dzisiaj się moczyłem dwa razy po 1,5 godzinki - chyba wystarczy :) Wczorajsze i dzisiejsze fotki już na swoich tradycyjnych miejscach.



Dzisiejsze fotki.

poniedziałek, 10 września 2012

Dobré ráno Slovensko

Noc spokojna, pogoda zapowiada się śliczna więc będą ładne widoczki. Na Słowacji dzisiaj i jutro ma być ciepło, do 30 stopni, od środy załamanie pogody.
Plan na dzisiaj - Humenne, Michalovce i później już do braci Węgrów. Zobaczymy jak będzie z dostępem do sieci, mam nadzieję, że na campingu w Sarospatak będzie taka możliwość.

12:30
Humenne.
Droga przez przełęcz dukielską bardzo malownicza, tym razem miałem dobrą widoczność, więc jechałem wolno i oglądałem.
Dojechałem do Humennego. W odremontowanym zamku jest muzeum, plac wolności zamieniony na deptak, WiFi sporo, ale pozamykane. Znalazłem cukiernie z WiFi i mogę pisać. Zamowiłem ladova kavu i odpoczywam.

14:15
Michalovce
Kolejne sympatyczne miasto z centrum zamienionym na deptak. Tutaj jest sporo dostępnych punktów WiFi, np hotel i restauracja Jalta, gdzie wlaśnie siedzę.


Dzisiejsze fotki

niedziela, 9 września 2012

Beskid

Rymanów, Iwonicz to już Beskid Niski ale po kolei.
Rano wyjechałem z Sanoka w kierunku Komańczy. Droga w o wiele gorszym stanie iż pod Połoninami, tam jest o wiele większy ruch turystyczny. A tutaj spokojnie, pusto, jest się gdzie zatrzymać i nie trzeba za to od razu płacić. Sama Komańcza, oprócz klasztoru i ślicznej cerkwi nie ma nic ciekawego.
Dalej pojechałem na zachód, "zaliczając" kilka cerkiewek. Pusto, cicho, ruch na drodze minimalny, tylko pochmurne niebo psuło trochę ten nastrój.
Skręciłem na północ i najpierw Rymanów a teraz Iwonicz. Siedzę na deptaku, w restauracji Zdrojowa, czekam na obiad i słucham koncertu uzdrowiskowego.

17:50
Zostało dokładnie 18 km do Barwinka, stacja benzynowa czynna 24 h, z restauracją (jest darmowe WiFi ale tylko w środku budynku), parking dla TIRów i było jeszcze jedno wolne miejsce więc sie ulokowałem.  Koledzy kierowcy TIRów patrzyli na mnie trochę dziwnie ale ..... nic nie mówili :)



Jutro - na południe, do ciepłych źródeł, wymoczyć sobie to i owo.



Dzisiejsze fotki.

sobota, 8 września 2012

Mokre podkarpacie

Tutaj też doszły chmury i deszcz. Dzień senny, ospały i nic się nie chce.
Noc minęła spokojnie, rano, na śniadanie przejechałem na stację Orlenu.
Plan na dzisiaj to  Lesko, Sanok - a nocleg na znanej już mi stacji benzynowej w Dukli.

12:30
Odbiłem trochę w lewo i zajechałem do Myczkowic. Ogród biblijny a zwłaszcza park miniatur cerkiewek i kościołów  wart odwiedzenia.



14:00
Lesko zaskoczyło mnie od strony politycznej. Nie dość ze w centrum stoi zadbany pomnik poświęcony policjantom (walczącym z UPA ale jednak policjanci), to w parku nadal stoi pomnik (trochę już zniszczony) chwalący "wspaniałą" armie czerwoną. A podobno Podkarpacie to ostoja prawicy.

16:00
Sanok, zaparkowałem pod Kauflandem, zrobiłem drobne zakupy i chyba zaraz się wybiorę do centrum, spacerkiem.

18:20
Lenistwo zwyciężyło, nie chce mi się dalej jechać, zwłaszcza że do Dukli dojechałbym już po ciemku pewnie. Nic mnie nie goni, nigdzie mi się nie śpieszy przecież. Zostaje więc w Sanoku, na parkingu pod samym zamkiem, eleganckie miejsce za jedyne 18 zł (karnet dobowy).




Dzisiejsze fotki.

piątek, 7 września 2012

Bieszczady

Podobno w całej Polsce deszcz a tutaj śliczna pogoda, słoneczko świeci ale dość chłodno, lekki wiaterek. Widoczność fantastyczna. Ja niestety nie pochodzę, chyba nadwyrężyłem mięśnie prawej nogi a lewa stopa też boli, przy chodzeniu.
Pojechałem do Dwernik, zobaczyć jak wygląda camping znaleziony w sieci, ale figa, nic takiego nie ma. Za to droga malownicza,fajne widoczki - warto było. Później pooglądałm panoramę Bieszczad (od Tarnicy do Smereka) z parkingu na przełęczy i drobne zakupy w Wetlinie.

Teraz siedzę w Chacie Wędrowca i czekam na ich specjalność, czyli naleśnik gigant z jagodami.


14:00
Naleśnik mnie pokonał (nie mnie pierwszego) :) Ale mimo że do tanich potraw nie należy - wartu tu zajechać i go spróbować.
Teraz - kierunek Polańczyk, trzeba poznac Bieszczady tez od strony zalewu solińskiego.

19:30
Zalew soliński jest bardzo malowniczy, te "zielone wzgórza nad Soliną" zapadają w pamięć. Natomiast Polańczyk nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, może przez kontrast do Ustrzyk Górnych. Ustrzyki to miejscy dla typowych turystów, w porządnych butach do chodzenia, z plecakami. Nawet knajpa "Pod Caryńska" bardziej w środku przypomina schronisko górskie niż elegancki lokal (mam na myśli gości a nie wystrój wnętrza). Na campingu jak w typowej bazie turystycznej.
A Polańczyk to kurort (uzdrowisko) z sanatoriami, duża ilością knajpek, sklepików nastawiony na kuracjuszy i ludzi oglądających Bieszczady z okna samochodu czy autobusu. Po prostu - inny świat, inny target - jak mawiają fachowcy od marketingu.
Planowałem wstępnie nocleg w Polańczyku, na campingu ale...... go nie znalazłem :) Więc podjechałem w znane już mi miejsce czyli "parking bankowy" w Ustrzykach Dolnych.


Dzisiejsze fotki.

czwartek, 6 września 2012

Ustrzyki Górne

Chyba koniec upałów. Chmury zaciągnęły niebo, wieje zimny wiatr, który wywiał już sporo osób z campingu.
Mówi się, że Bieszczady to kraina konia, a ja przez te kilka dni na razie niewiele ich widziałem. Żadnych turystów na koniach, żadnych bryczek a jedyne stado na łące przy drodze do Wołosatego. I tam właśnie mam zamiar się dzisiaj po śniadaniu przejść, porobić trochę fotek dla Ewy. Co prawda nogi bolą (jak mawia moja znajoma to SKS - nie będę tłumaczył tego skrótu :) ) ale ruch ma być właśnie lekarstwem na te problemy, więc trzeba się ruszać.


15:00
Spacerek do Wołosatego (ok 7 km), w chmurach i zakończony deszczem. Jesień powoli się zaczyna, pojawiają się już pierwsze żółte liście na brzozach. Koniki zblazowane niemiłosiernie. Na początku jeden pozezował  chwilę na mnie a później już żaden nie reagował ani na gwizdania, cmokanie i nawoływanie.
Z Wołosatego wróciłem okazją - samochód z białostocka rejestracją i sympatycznym psiskiem w środku.
Wieczorem, w Czatowni, zapowiada się ciekawa impreza - schodzą się ludzie z gitarami i będzie śpiewanie, koniecznie trzeba zajrzeć.


Dzisiejsze fotki.

środa, 5 września 2012

Dalej Bieszczady

Podobno dzień bez przygód jest dniem straconym. Rano, po drugiej herbacie, skończyła się butla gazowa, więc wymieniam a tu klops. Okazuje się, że nowa butla nie ma uszczelki gumowej i wszystko ucieka bokiem. Z pustej butli uszczelki nie można wyjąć więc jestem bez gazu.
Zbieram się więc, tankuje wodę, płacę za drugą noc i w drogę, w poszukiwaniu gazu. Najbliższa stacja benzynowa w Wetlinie. Po drodze zatrzymuję się przy sklepie w którym wymieniają butle (już nie mieli pełnych) i tam dowiaduję się, że taką uszczelkę najprędzej kupię dopiero w Lesku. No nic, jadę dalej. Na stacji benzynowej w Welinie, pani proponuje mi uszczelkę z jakiejś pustej butli no i po kłopocie.
W Ustrzykach G. Widziałem reklamę 1-dniowych wycieczek do Lwowa więc zadzwoniłem. Koszt 140 zł, na czwartek już nie ma miejsc a na sobotę jedno zostało, ale nam zadzwonić trochę późnij. Dzwoniłem kilka razy i ....... nic. NIE TO NIE !
Na śniadanie zajechałem do Chaty Wędrowca w Wetlinie.

14:00
Cisna. W centrum, kapliczka poświęcona ludziom z Bieszczad, miedzy innymi upamiętniony jest Majster Bieda z piosenki Bellona.


Upalnie, duszno, mam nadzieję, że wreszcie popada trochę. Wracam do Wetliny - tego gigantycznego naleśnika z jagodami nie odpuszczę :) A na noc chyba znowu Ustrzyki G.

16:00
No i znowu zmiana planów. Zaraz za Cisna, cztery młode osoby z plecakami zaczęły machać, by je zabrać i coś mnie tknęło zatrzymałem się i zabrałem czwórkę autostopowiczów. Okazało się ze to studenci ze Slovenska i planują nocleg na campingu w Ustrzykach Górnych, więc dzisiaj ten naleśnik sobie odpuściłem i pojechaliśmy prosto na camping :) 




Dzisiejsze fotki.