Noc była upiorna - na dworze prawie 29, w kamperze ponad 30 - trudno było zasnąć, ale jakoś się wreszcie udało. Rano ruszyłem na dalsze zdobywanie skrzynek w ramach GC. Kolejna mała pętelka po okolicznych wsiach i miasteczkach. Widoczki, jak na u madziarów - kukurydza,m kukurydza i schnące słoneczniki :) Znajdowanie skrzynek (dzisiaj znalazłem 54) przy takim upale - dzisiaj tez było i gorąco i duszno jest sporym wyzwaniem i dla mnie i dla Mruczka - biedak często musiał się posługiwać wentylatorem. Po drodze odwiedziłem tez mauzoleum rodziny Estrehazych w Ganna i pooglądałem ruiny zamku w Dobronte.
Koło 16 zjechałem do Papa, najpierw obiad w restauracji koło kąpieliska, później - do wody.
nazywanie tego termami jest wg mnie spora przesadą. ładne kąpielisko - nic więcej. W części pod dachem (bo tylko ta była dostępna wieczorem) - jeden normalny basen do pływania, drugi, do zabaw w wodzie, ale oprócz malutkiej zjeżdżalni - żadnych więcej atrakcji, Żadnych bąbelków, żadnych masaży, żadnych rur z których leje się woda - po prostu duża wanna. Woda w miarę ciepła, ale nie czuje się żadnych większych ilości minerałów.
Byłem, widziałem - wystarczy, raczej nie będę tutaj wracał. Niezrozumiałe jest tylko dla mnie, skąd taki tłumek na campingu ale widać coś ich tutaj ciągnie.
Na noc ustawiłem sie w tym samyjm miejscu, co wczoraj.
Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 70 km. Mapka trasy .