Pogoda mnie wygoniła - zimno, mokro, pochmurnie. Inne ekipy na campingu zwijały się po góra dwóch nocach, ja wytrzymałem trzy. W Rucianem zatrzymałem się w centrum, nawet na chwilę przestało padać, połaziłem trochę po porcie i zjadłem obiad (filet z indyka faszerowany szpinakiem - smaczne było :) ).
Od Pisza nawet pojawiało się trochę słońca a w Białymstoku zbierało sie na burzę, duszno, parno, paskudnie. Na dobre rozpadało się dopiero po północy.
Od Pisza nawet pojawiało się trochę słońca a w Białymstoku zbierało sie na burzę, duszno, parno, paskudnie. Na dobre rozpadało się dopiero po północy.
Dzisiejsze fotki.