środa, 16 października 2013

Csokonyavisonta, dzień 1

13:00
Ech ten zapaszek ropy naftowej :) Tak tutaj pachnie woda termalna.
Dzień zaczął się tradycyjnie - pluskaniem. Na basen trzeba było iść z parasolem, bo nieźle padało. Później śniadanie, mały spacerek do sklepu, znowu basen.
Pogoda się zmieniła, zgodnie z ostrzeżeniami - zaczęło mocno wiać, chmury wywiało. Szykuję sobie obiad w kamperze, później przed 18 jeszcze jedna tura moczenia się i kolacja.

17:00
Łażąc dzisiaj trochę po okolicy doszedłem do wniosku, że tutaj czas się zatrzymał.Wszystko wygląda tak jak wyglądało 1,2 czy 3 lata temu. Pewnie i rozkład jazdy autobusów jest taki sam :)
Chociaż nie, jedna rzecz się zmieniła. Jeszcze rok temu, by mieć internet w kamperze, trzeba było się dobrze ustawić i  był tylko jeden punkt dostępowy furdo. Teraz takich punktów jest już 4, sygnał mam bardzo dobry, nawet przy zasłoniętych oknach materiałem metalizowanym. Dzisiaj  w budynku, tam gdzie jest basen z ciepłą wodą, na ławce siedziała kobieta, w ręczniku i z tabletem w ręce. Trzeba się rozglądać za tabletem wodoodpornym - wtedy będzie można siedzieć w basenie  i mieć dostęp do internetu  (kompletna paranoja :) )
Od rana  rozglądałem się za panią Zuzą, szefową campingu, pojawiła się około 14. Uśmiechnęła się na mój widok (już w zeszłym roku mnie poznawała jako stałego bywalca), pomachaliśmy sobie i powiedziała, że formalności będziemy załatwiać jutro. I to tez mi się na tutejszym campingu podoba - wierzą ludziom. Przyjechałem wieczorem, ustawiłem się, podłączyłem do prądu, moczę się od rana i nikt mnie nie goni, nie pilnuje, nie sprawdza - jak na kilku innych campingach bywało. Ja to tłumaczę tym, że najbardziej sprawdzają i pilnują tam gdzie Polacy często bywają (chociaż Hajduboszormeny  burzy te teorię) a tutaj trudno spotkać polskiego kamperka. Jak jestem tutaj już po raz piąty - tylko raz i to na jedna noc, zawitał kamper z literkami PL i tylko na jedna noc. 



Dzisiejsze fotki.