Noc przeszła spokojnie, mimo że latarnie które stały koło parkingu nie były zapalone. Po wczesnym śniadaniu ruszyłem na północ wyspy. Pierwszy przystanek -ruiny warowni Maasi, zbudowanej w XIV wieku, zniszczonej najpierw przez Szwedów i ostatecznie w 1576 spalonej przez Duńczyków.. Kolejny etap to klifowe wybrzeże koło Pulli. Po drodze spotkałem darmowy camping, nad brzegiem, w częściowymi wygodami (WC suche, wiata do przygotowywania posiłków, pomost, oświetlenie parkingu. Fajne miejsce, dwa kampery tam rezydowały.
Jeśli ktoś byłby zainteresowany - podaje namiary: N 58° 35.961, E 22° 46.435
W Lejsi zaczęło padać, przeczekałem trochę i pojechałem dalej, do Angla, pooglądać wiatraki. Przeczekałem kolejna falę deszczu i poszedłem oglądać (bilet wstępu 2E/1E - warto). Wiatraki można zwiedzać też od środka, wszystko jest ładnie pokazane i opisane.
Kolejny etap to dziura w ziemi czyli ślad po upadku meteorytu. Szacuje się, że meteoryt spadł na ziemie co najmniej 4.000 lat temu, jego masa wynosiła 400-10.000 ton. i składał się głownie z żelaza (91,5%) i niklu (8,3%). Powstało w wyniku tego uderzenia jeziorko naturalnie napełniające się wodą o szerokości 12-40 m i głębokości 1-4 m. Bardzo ciekawie to wygląda. Na miejscu - dwie restauracje, duży darmowy parking, hotel i muzeum meteorytu (nie wiem, co w nim jest - nie zwiedzałem). Dalej pojechałem na południe zobaczyć podobno najpopularniejszy kościół w Estonii, w miejscowości Püha, który jest często umieszczany na różnych obrazach.
Później skręt na zachód i Kuressare ze swoim ślicznym zamkiem na wodzie. Zamek robi wrażenie, otoczenie jest remontowane i prawie ukończone. Podobno warto wejść do środka , do muzeum - ja niestety byłem za późno (otwarte tylko do 18 czasu lokalnego). Na nocleg zjechałem na camping Piibeleh (na ulicy Piibeleh) - ceny rozsądne: 8E kamper, 2E osoba, 2E prąd.
Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 80 km. Mapka trasy .