niedziela, 31 lipca 2011

Ryga

Nie mam siły dzisiaj więcej pisać. Ryga tak jak w zeszłym roku, znów mnie oczarowała.


Zeszłoroczne zdjęcia z Rygi są TUTAJ.
Moja lokalizacja: N 56° 58.015, E 023° 45.467


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 80 km. Mapka trasy .

sobota, 30 lipca 2011

Park Narodowy Gauja

Miałem trochę inne plany, ale wyszło co innego, jak to często bywa.
Z samego rana wystartowałem z Cesis do Straupe. Po drodze były do obejrzenia ciekawe czerwone klify. z małymi jaskiniami. Ciekawe, chociażby z tego powodu ze są pamiątką po rzece która już zmieniła trochę swoje koryto  a klify zostały. Ślicznie to wszystko wygląda zwłaszcza w promieniach porannego słońca.
W Straupe jest ładny stary zamek w którym teraz jest szpital dla narkomanów, dlatego oglądać go można tylko z zewnątrz. Na śniadanie dojechałem do Siguldy. Miasteczko nastawione na turystów, jest kilka hoteli, wiele restauracji, knajpek i barów, wiele różnych innych atrakcji. Jest kolejka linowa (jeździ wahadłowo tylko jeden wagonik) a wieczorem można sobie z tego wagonika poskakać na linie nad sama rzeką. Są sprytne samochodziki elektryczne, gdzie za kierownica siedzą młode osoby pełniące od razu rolę przewodnika. Jest kilka różnych tras wyznaczonych ale można się dogadać i na swoja własna trasę.
Do zwiedzania jest kilka atrakcji - większość z nich udało i się "zaliczyć". Jaskinia Gutmana (obok są dwie mniejsze), w sumie trzy zamki - dwa średniowieczne i jeden tzw Nowy Zamek. jest wiele tras spacerowych - dla pieszych rowerzystów czy na koniach. Można też spłynąć rzeką łódka czy kajakiem.
Planowałem, że dzisiaj po południu pojadę w stronę Rygi i Jurmali ale .... zabrakło czasu i sił. Zostaję więc na noc tutaj, na parkingu koło dworca autobusowego i informacji turystycznej.
Moja lokalizacja:N  57° 9.349, E 24° 51.174


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 50 km. Mapka trasy .

piątek, 29 lipca 2011

I znowu Łotwa

Po spokojnej nocy pojechałem na granicę. Dziwne "przejście", wygląda prawie jak zielona granica. Jeszcze po stronie estońskiej dwa maszty a na każdym z nich po dwie, różne kamerki, każda para skierowana w inną stronę. Wyglądały na działające, więc kogo i po co podglądają ? Nie mam zielonego pojęcia :)
Pierwszy przystanek w Valmiera gdzie są ruiny starego zamku i śliczny, duży kościół. miejsce to było zasiedlone już ponad 9 tys lat temu a zamek, którego ruiny teraz można oglądać został wybudowany przez Kawalerów Mieczowych w 1224 roku. Połaziłem trochę, pooglądałem, na wieżę kościelna już nie miałem siły się wdrapać, bo pogoda tragiczna (dla mnie) - albo duszno i parno, albo przychodzi chmurka, trochę popada i jest jeszcze bardziej duszno i nieprzyjemnie. Gdy zebrałem trochę sił do dalszej jazdy ruszyłem w stronę Cesis. Po drodze można zobaczyć wysoki wiadukt kolejowy, podobny do naszych Stańczyków.
Samo Cesis (po polsku Kieś) robi bardzo sympatyczne wrażenie, chociaż ciągle sporo budynków wymaga szybkiego remontu. Ruiny zamku i kościół wyglądają dostojnie, maja tez bogatą historię.
Już chciałem kupić doładowanie do łotewskiej karty telefonicznej ale postanowiłem najpierw sprawdzić czy może da się jeszcze COŚ z niej wycisnąć  Wysłałem SMSa z poleceniem kupienia pakietu internetowego na 10 dni (koszt 2 lvl) i dostałem taka odpowiedź (tłumaczenie z googla)
Masz już praktycznie nieograniczony dostęp do Internetu do 04.08.2011 Info: okarte.lv lub wysłać i? numer systemowy 1688.
I znowu nic nie rozumiem :) Za kartę zapłaciłem 3 lvl, kupiłem już jeden pakiet 10-dniowy za 2 lvl, teraz dostałem nieograniczony dostęp na 7 dni a na koncie zostało mi 0,89 lvl :) :) :) Powiedziałbym - czeski film, gdyby nie to, że jestem przecież na Łotwie a nie w kraju knedliczków
Przed zamkiem, na parkingu stał kamperek na niemieckich numerach, ustawiłem się koło niego sądząc, że zostają tutaj na noc ale właśnie odjechali i nie wiem na razie co dalej robić. Campingu nie potrzebuję - prądu starczy, wodę mam. Są co prawda campingi w okolicy - ale dość daleko od centrum w dodatku albo 10 albo 12 lvl za noc (czyli ponad 15E).

21:00

Park pałacowy jest w tej chwili remontowany, wytyczane są nowe ścieżki, te wydeptane przez ludzi są częściowo kasowane, odnawiają też budowle parkowe (rzeźby, mostki, balustrady itp). Zamek od strony parku prezentuje sie jeszcze ciekawiej. Jak już wszystko skończą, będzie to na prawdę śliczny zakątek, warto odwiedzenia. Zwłaszcza, że  Cesis było jednym z kandydatów do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury w 2014 roku.

Moja lokalizacja:  N 57° 18.860, E  25° 16.306

Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 120 km. Mapka trasy .

czwartek, 28 lipca 2011

Pożegnanie z Estonią

Na koniec zostawiłem sobie Parnu. Niestety, nie miałem możliwości zobaczenia wszystkiego tutaj, pogoda sprawiła mi figla i po pół dnia trwającym upale i duchocie takiej, że żyć się nie chciało - przyszła burza i spora ulewa. Przed tą burza poszedłem trochę połazić po starej części miasta i zaszedłem do pizzerii. W trakcie jedzenia przyszła ta ulewa a ja sobie wtedy przypomniałem, że zostawiłem uchylony jeden lufcik dachowy, więc zaczęło Mruczka zalewać. Szybko dokończyłem jedzenie i w największa ulewę, przez  rwące potoki płynące ulicami i chodnikami - pobiegłem ratować kamperka. Szczęśliwie uchyliłem lufcik nad kuchnią a nie nad łóżkiem - inaczej nie miałbym dzisiaj na czym spać. Ale już wymyśliłem sposób - następnym razem jak zechcę zostawić jakiś lufcik otwarty wychodząc, najlepiej uchylić ten w łazience - nawet jak napada do środka, to od razu spłynie i nie pomoczy zabudowy.
Po burzy zachciało mi się jeszcze zdjęć z kamerki internetowej jaka jest w Parnu. Chwile trwało nim ja zlokalizowałem  - adres podany w sieci jest inny, znak na miejscu informujący że tam jest kamerka tez jest przesunięty o ok 50 m - a sama kamerka zamocowana jest w środku budynku, w samym rogu okna.
Zdjęcia jakie mam z tej kamerki - dzięki Ewie - można pooglądać TUTAJ.
Nocuję dzisiaj w miejscowości Kilingi-Nomme. Pierwszy raz w czasie tego pobytu w Estonii nie mam wolnego WiFI. Ale karta telefoniczna kupowana na samym początku jeszcze nie używana więc na dzisiejszy wieczór powinna wystarczyć.
Moja lokalizacja: N 58° 8.900, E 24° 57.034



Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 120 km. Mapka trasy .

środa, 27 lipca 2011

Sõrve poolsaar czyli półwysep na południowym zachodzie Saaremaa

Zdarzają się sytuacje miłe i zaskakujące pozytywnie. Na camping obok mnie stał niemiecki kamper. Wczoraj wieczorem z jego właścicielem (pan sporo starszy ode mnie) wymieniliśmy zdawkowe Hello. Dzisiaj rano sąsiad uśmiecha się do mnie zagaduje - jak nie Niemiec :) Chwile rozmawiamy sobie ogólnie, później stwierdza ze moja mapka naklejona na kampera to bardzo fajna sprawa. Tłumacze mu co i jak, na czym to polega i pokazuje cały pakiet jaki wożę ze sobą. jak zauważył, ze to niemiecka produkcja - zapisał sobie ich numer - pewnie na swoim kamperku tez chce coś takiego przykleić. Na odjezdnym jeszcze sobie pomachaliśmy obdarzając się nawzajem szerokim uśmiechem. Facet mieszka gdzieś w okolicach Erfurtu - tak mi pokazywał na mapie. Czyli bywają Niemcy grzeczni i mili - tylko czemu ja mam takiego pecha że często trafiam na tych zupełnie innych.
Żeby nie było tak słodko rano - okazało się, że wyjazd bez (drobnej na szczęście tym razem) awarii - to nie to. Składając wszystko przed odjazdem widzę, że kran kuchenny lata sobie luźno i w ogólnie nie trzyma się blatu. Na szczęście wykręciła się tylko śruba mocująca, więc w kilka minut awarie naprawiłem i w drogę.
Pojechałem, jak w tytule postu, na półwysep Sõrve. Na samym końcu - duża latarnia morska i pozostałości wojskowe z różnych czasów - od II wojny światowej do okupacji radzieckiej. Między innymi - postument pod działo kaliber 305 mm (przypomniał mi się film Działa Navarrony), stanowisko artylerii z działami już mniejszego kalibru (tylko 180 mm). Widoczki jak na całej Saaremie - dużo zieleni, mało ludzi mało samochodów - niewiele się dzieje a jeśli już, to tak jakoś powolutku, pomalutku.
Kolejny przystanek, to plaża w Ohessaare z niezwykła tradycja budowania piramidek z wapiennych kamieni jakich tutaj na plaży jest wiele. Uważa się, że każdy, kto utworzy stos kamieni w Ohessaare, może pomyśleć życzenie i ono się sprawdzi.Budowle tutaj sa bardzo różne - od prostych i niskich, przez monumentalne , rozbudowane, wzmacniane granitem i patykami po coś co można by nazwać sztuką nowoczesną. Będąc na Saaremie - to miejsce koniecznie trzeba odwiedzić i zostawić po sobie swoją własną piramidkę.Nie mam niestety talentów budowniczych a wbrew pozorom, taka piramidka z kamieni,  żeby była stabilna wymaga cierpliwości przy budowie. Moja  budowla jest malutka ale zbudowana własnymi rekami - mam nadzieje, że moje życzenie się spełni :)

Na obiad wróciłem do Kuressaree - tym razem w nastrojowym barze, z parasolami, z widokiem na zamek. Skusiłem się na zupę, jaka już kilka razy widziałem w menu w różnych miejscach - zupa serowa, z wędzonego sera, bardzo smaczna, polecam. Później mały spacerek   wokół zamku i przejazd na Muchu. Zatrzymałem się w porcie, na parkingu zaraz koło wjazdu na prom, jest tutaj WiFi (nawet dwóch różnych dostawców) i planuje tutaj nocleg.
Moja lokalizacja: N  58° 34.377, E  23° 23.361


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 190 km. Mapka trasy .

wtorek, 26 lipca 2011

Saaremaa

Noc przeszła spokojnie, mimo że latarnie które stały koło parkingu nie były zapalone. Po wczesnym śniadaniu ruszyłem na północ wyspy. Pierwszy przystanek -ruiny warowni Maasi, zbudowanej w XIV wieku, zniszczonej najpierw przez Szwedów i ostatecznie w 1576 spalonej przez Duńczyków.. Kolejny etap to klifowe wybrzeże koło Pulli. Po drodze spotkałem darmowy camping, nad brzegiem, w częściowymi wygodami (WC suche, wiata do przygotowywania posiłków, pomost, oświetlenie parkingu. Fajne miejsce, dwa kampery tam rezydowały.
Jeśli ktoś byłby zainteresowany - podaje namiary: N 58° 35.961, E 22° 46.435

W Lejsi zaczęło padać, przeczekałem trochę i pojechałem dalej, do Angla, pooglądać wiatraki. Przeczekałem kolejna falę deszczu i poszedłem oglądać (bilet wstępu 2E/1E - warto). Wiatraki można zwiedzać też od środka, wszystko jest ładnie pokazane i opisane.


Kolejny etap to dziura w ziemi czyli ślad po upadku meteorytu. Szacuje się, że meteoryt spadł na ziemie co najmniej 4.000 lat temu, jego masa wynosiła 400-10.000 ton. i składał się głownie z żelaza (91,5%) i niklu (8,3%). Powstało w wyniku tego uderzenia jeziorko naturalnie napełniające się wodą o szerokości 12-40 m i głębokości 1-4 m. Bardzo ciekawie to wygląda. Na miejscu - dwie restauracje, duży darmowy parking, hotel i muzeum meteorytu (nie wiem, co w nim jest - nie zwiedzałem). Dalej pojechałem na południe zobaczyć podobno najpopularniejszy kościół w Estonii, w miejscowości Püha, który jest często umieszczany na różnych obrazach.
Później skręt na zachód i Kuressare ze swoim ślicznym zamkiem na wodzie. Zamek robi wrażenie, otoczenie jest remontowane i prawie ukończone. Podobno warto wejść do środka , do muzeum - ja niestety byłem za późno (otwarte tylko do 18 czasu lokalnego). Na nocleg zjechałem na camping Piibeleh (na ulicy Piibeleh) - ceny rozsądne: 8E kamper, 2E osoba, 2E prąd.


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 80 km. Mapka trasy .

poniedziałek, 25 lipca 2011

Kierunek - wyspy

Rano postanowiłem jeszcze się trochę powłóczyć po Haapsalu - miasto robi wrażenie, starówka, koło zamku chociaż jeszcze wymaga sporo by ją porządnie odrestaurować, jest na prawdę urocza. Promenadę kilka lat temu odrestaurowano i z przyjemnością się po niej spaceruje. Będąc w Estonii trzeba koniecznie zahaczyć o Haapaslu. Na śniadanie podjechałem pod Muzeum Kolejnictwa. Zbiory co prawda o wiele mniejsze niż w naszej Habówce ale za to dworzec robi wrażenie - przypominają się filmy typu Anna Karenina czy inne opowiadające o czasach carskich.

Po spacerku i śniadaniu podjechałem do portu promowego w Rohukula. Stąd odpływają promy na dwie wyspy - na Hiiumaa i na Vormsi.Wszystko dobrze zorganizowane, fajne promy pływają, promy, które ni maja rufy :) Są dwa dzioby ale rufy nie ma - pływają w obie strony, nie muszą nawracać.
Na falochronie miałem ciekawą przygodę - znalazłem geocacha, wpisałem się do logu i czekam by odłożyć go na miejsce ale jakichś dwóch facetów krąży i krąży. Czekam więc cierpliwie ale widzę ze młodszy z nich zerkając co chwile w telefon obszukuje wzrokiem miejsce ukrycia skrzynki. Domyśliłem się, że to następna ekipa "poszukiwaczy skarbów" więc zagadałem do nich i sprawę rozwiązaliśmy. Była to rodzinka (ojciec i syn) z Finlandii. Później okazało się jeszcze że jada we trojkę (z żoną/matką) kamperem :) Oni popłynęli na Hiiumaa a ja pojechałem dalej, w stronę Virtsu. Na miejscu, "z marszu" zająłem kolejkę na prom (koszt: 1 osoba + kamper niecałe 9E). Podróż na wyspę Muhu trwała ok 25 minut, na szczęście dla mnie było bardzo spokojnie i nie huśtało.
Przez Muhu przejechałem zatrzymując się tylko w jednym miejscu - koło pomnika poświęconemu bitwie o wolność ludu z Muhu z 1227 roku i dalej , przez malowniczą groblę na kolejna wyspę, Saaremaa.
Jako że już się zrobiło późno - szukając miejsca na nocleg, wybrałem parking pod sklepem w miejscowości Orissaare. Jest WiFi, są latarnie które mam nadzieje się zapalą, stoję w samym centrum miejscowości, więc powinno być w miarę bezpiecznie w nocy.
Moja lokalizacja: N  58° 33.531, E 23° 4.972


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 120 km. Mapka trasy .

niedziela, 24 lipca 2011

Na zachód od Tallina

Z campingu wyjeżdżałem dzisiaj w co chwila padającym deszczu, dzień zapowiadał sie nieciekawie od strony pogody. Na szczęście, później się wypogodziło i teraz, wieczorem, jest ładnie i miło.
Pierwotnie w planach miałem jazdę wzdłuż wybrzeża ale przy tej pogodzie, doszedłem do wniosku że to nie bardzo ma sens i postanowiłem odwiedzić Studnię Czarownic. W wielu miejscach w sieci o niej piszą, a raczej jedni przepisują od drugich - tylko  nie tak łatwo znaleźć lokalizacje tego miejsca. Dla zainteresowanych podaje lokalizację: N 59° 11.990 E 024°  57.860
Dalej, jechałem w stronę Haapsalu oglądają po drodze to co było ciekawego - szczegóły na zdjęciach i w ich opisach. Haapasla jest bardzo sympatycznym miastem, z ładnymi ruinami  starego zamku. Środek został zaaranżowany jako miejski deptak, jest dużo miejsca na różne imprezy - dzisiaj odbywa się tam jakiś koncert. Jest też spory plac zabaw dla dzieciaków. Nad brzegiem morza odremonotowany w 2009 roku deptak, miejsce czestych spacerow i mieszkańców miasta i przyjezdnych.
Nie udało mi sie znaleźć rozsądnego miejsca na nocleg z WiFi - tam gdzie jest sieć nie wolno za długo parkować. Kręcąc się po mieście wypatrzyłem spokojnie wyglądający parking, przy małej plaży na którym stały już dwa kampery. Na noc przeniosę się tam - na razie stoję koło dużego hotelu i korzystam i ich WiFi.
Lokalizacja parkingu: N 58° 57.243 E 23° 31.290
A może jednak zostanę tutaj, pod hotelem, placyk zaraz obok parkingu hotelowego - wygląda na spokojny no i jest WiFi (to już chyba uzależnienie od sieci).
Lokalizacja: N 58° 57.234 E 23° 31.859


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 190 km. Mapka trasy .

sobota, 23 lipca 2011

Tallinn

Rano wyjechałem w stronę Tallina, Śniadanie zrobiłem sobie dopiero w stolicy, w dzielnicy handlowej, pod hipermarketem. Później do centrum, zaparkowałem na placu wolności (6,40 za 24 godziny) i w miasto. Miasto robi sympatyczne wrażenie chociaż ze stolic trzech krajów bałtyckich - najmniej mi się spodobało, co nie znaczy że jest brzydkie. Po prostu Ryga robi lepsze wrażenia, nie mówiąc już o Wilnie. Miasto pełne turystów, z różnych krajów i dość często słychać język polski. Po porannej duchocie przyszła krótka burza, pogrzmiało popadało i szybko się skończyło i znowu zaczęło prażyć.
Na nocleg pojechałem na camping PIRITA - ok 8 km od centrum. Nic specjalnego - plac betonowy na nabrzeżu, ale jest prąd (w cenie), jest woda, są ubikacje - za prysznic trzeba płacić 3E więc pewnie skorzystam z własnej łazienki :)


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 50 km. Mapka trasy .

piątek, 22 lipca 2011

Lahemaa - cz.2

Pogoda niesamowita, żar leje się z nieba, teraz, wieczorem jest koło 30. Co gorsza, wszystkie okoliczne wredne owady (muchy, gzy, osy , komary itp) atakują mnie jak wściekłe. Off nie pomaga a co ciekawsze, tylko ja jestem obiektem ich zaciekłych ataków, innych ludzi, obok, nie ruszają.
Dwa następne półwyspy z parku Lahemaa - zaliczone. Tereny piękne i każdy z półwyspów trochę inny. Juminda najbardziej chyba jest podobna do polskiego wybrzeża, są wysokie klify, sporo piaszczystych wydm, trafiają się tez piaszczyste plaże z piaszczystym dnem.

Nocuję w Kuusalu, na parkingu pod dużym sklepem, tradycyjnie pod latarnią :)
Moja lokalizacja: N 59° 26.709' E 25° 26.014


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 90 km. Mapka trasy .

czwartek, 21 lipca 2011

Lahemaa - cz. 1

Pogoda dzisiaj jest fantastyczna do turystyki chociaż męcząca. Słonce praży niemiłosiernie, na szczęście wiatr od morza pozwala przeżyć. Korzystam wie z okazji i zwiedzam ten prześliczny zakątek Estonii. Głazy porozrzucane dosłownie wszędzie, większe i mniejsze robią niesamowite wrażenie.
Na początek podjechałem do jedynej większej miejscowości na półwyspie Kasmu - Kasmu. Po drodze obejrzałem sobie camping, który ulokowany jest po drugiej stronie Vosu (a raczej kilka km za Vosu) niż parking na którym nocowałem. Duży teren ale odkryty i wiatru tam raczej nie ma, bo drzewa dookoła pewnie go zatrzymują, wiec przy takiej pogodzie jak dzisiaj, istna patelnia. Kamperów i przyczep sporo, tak na oko można powiedzieć, że większość terenu zajęta.
W Kasmu drugi camping a raczej spory ośrodek wypoczynkowy, stoi w nim kilka dużych wielopokojowych pawilonów - po prostu spory kombajn. Na końcu miejscowości parking i dalej już trzeba na piechotę - i warto tam iść. Śliczne porozrzucane głazy różnych wielkości, kilka opisanych na mapach turystycznych, maja swoje numery i nazwy których nie zapamiętałem. Na końcu cypla można zawrócić, lub iść na drugi cypel, bardziej na zachód. Jest tez wariant dla bardziej szalonych - wyprawa na Czarci Ostrów - czyli małą wąską wysepkę na północ od tego cypla. Część drogi pokonuje się na sucho - po kamieniach i czasami małych wydmach ale są odcinki, na których trzeba zdjąć buty i maszerować "po wodzie". Śliczna trasa, cudowne widoki - aparat fotograficzny tego nie odda - a szkoda.
Kolejny etap dzisiejszej wycieczki to półwysep Vergi - pierwszy z czterech licząc od wschodu. Podjechałem do małej osady Pedassaare, tam tradycyjnie parking i dalej, na ostrów już na piechotę. Piękny sosnowy las, o wiele mniej ludzi niż na Kasma, za to więcej wrednych i zajadłych much i gzów. Widoczek na samym cyplu zrekompensował te niedogodności a i sama trasa , mimo dokuczliwych owadów, też godna polecenia.

Kolejny etap - Vergi i jego port (a raczej mała przystań). W poprzednim ustroju był to teren wojskowy i niedostępny, widać pozostałości po starych bunkrach. Teraz jest tam i restauracja i przystań i każdy może sobie ten teren pooglądać. Z jedzenia w tamtej restauracji zrezygnowałem, podjechałem kawałek dalej, do Altja i zjadłem "małe conieco" (płacąc jak za normalny obiad) w karczmie. Po  jedzonku, jadąc znowu do Vosu, zatrzymałem się koło ścieżki przyrodniczej nad malowniczą rzeką. Dojechałem do Vosu a "mój" parking cały zastawiony, poza tym - nasłoneczniony więc i tak nie warto na nim na razie stawać. Zatrzymałem się więc w centrum, niedaleko estrady, w cieniu i słucham koncertu :)
Na noc zjadę na parking - eleganckie i spokojne miejsce na nocleg. A na jutro planuje dwa pozostałe półwyspy.


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 40 km, na nogach przeszedłem ok 10 km. Mapka trasy.

środa, 20 lipca 2011

Północna Estonia

W nocy miałem przygodę. Koło północy obudziło mnie pukanie do drzwi kampera (a raczej obudził mnie głos mówiący "ktoś puka do drzwi" - dziwna sprawa, bo w kamperze byłem sam). Okazało sie, że jeszcze jeden TIR chciał skorzystać z tego parkingu i kierowca prosił, bym się przestawił trochę inaczej, tak by jego pojazd się zmieścił.
Po śniadaniu ruszyłem w drogę, do Rakvere. Po drodze tradycyjnie różne ciekawostki, kilka różnych cachy. W Polsce grad i ulewy - tutaj,m duchota, skwar, cały dzień w okolicach 30 stopni, nawet w czasie jazdy z otwartymi oknami ciężko oddychać, więc jechałem wolno i spokojnie. W Rakvere ruiny starego zamku, ładnie się prezentują, na górce (których przecież tutaj, w Estonii za wiele nie ma).  Na placu pod zamkiem jest nowo wybudowany AQUA hotel, z basenem i zjeżdżalnią.


Na wzgórzu zamkowym ogromny pomnik tura, postawiony z okazji 700 lecia miasta. Tur  jest wykonany z brązu przez estońskiego artystę. Jest to największy w krajach bałtyckich pomnik zwierzęcia.
Rynek odnowiony i zrobiony bardzo nietypowo - jakiś plastyk poszalał ale fajnie to wygląda. W sklepie kupiłem w słoiku barszcz z wołowinka, podgrzałem w kamperze i to był mój obiadek. Po obiedzie, dalsza jazda w kierunku  najstarszego i największego parku narodowego w Estonii -  Lehamaa rahvuspark. Co prawda jest tu w okolicy kilka campingów, ale dlaczego mam płacić za nocleg,  jeśli można legalnie przespać się w kamperze za darmo - prąd mam, do rana wystarczy, woda niedawno nalana więc serwis nie jest mi potrzebny.
Kolejne ciekawostka dzisiaj ( po nocnej pobudce na stacji benzynowej) - TomTom stwierdził w pewnym momencie że nie ma satelitów. Uciekły, pochowały się, poszły spać - nie wiadomo - on ich nie widzi. Na szczęście mam drugiego GPSa i mapki Estonii i ten cały czas działał beż żadnych problemów.
Jechałem tutaj, na wybrzeże "w ciemno" , nie mając zaplanowanego żadnego miejsca na nocleg. Dojechałem do Vosu, zobaczyłem duży, niestrzeżony i lekko zaniedbany parking a na nim oprócz kilkunastu samochodów osobowych na estońskich numerach - kilka kamperów: dwa niemieckie i jeden francuski. Niewiele myśląc, "przytuliłem:" się do jednego Niemca i tak stoję. Miłym  zaskoczeniem dla mnie  jest też to, ze tutaj, trochę na uboczu miejscowości - jest darmowe WiFI :) Generalnie mogę stwierdzić po tych kilku dniach ze w Estonii, nie ma problemu z darmowym i legalnym dostępem do sieci. W  wielu miejscach jest wywieszona informacja, ze jest WiFI - także na kilku stacjach benzynowych widziałem takie informacje. Karta telefoniczna, którą kupiłem zaraz po przekroczeniu granicy na razie leży nie używana.

Moja lokalizacja: N 59° 34.827, E 25° 58.117


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 140 km. Mapka trasy.

wtorek, 19 lipca 2011

Na rosyjskiej granicy

Ranek przywitał mnie krótkim, kilkuminutowym deszczem, po którym było jeszcze bardziej duszno. Końskie muchy nie zważając ani na silny wiatr ani na moje opędzanie się atakowały jak wściekłe. Kilka mnie dopadło, kilku ja skróciłem życie.
Dzisiaj w planie była Narva - najdalej wysunięte na północny wschód miasto Estonii ze swoim zamkiem i przejściem granicznym. Droga dość monotonna ale ładna, większa jej część przebiegała brzegiem jeziora Peipsi (czyli Pejpus) więc widoki były śliczne. Ta pustka i  zieleń roślinności uspokajają. Po drodze widziałem kilka ładnych miejsc, z parkingami leśnymi dobrze wyposażonymi - stoliki, zadaszenia, metalowe grile ogólnodostępne, i oczywiście wszędzie są ubikacje. Widać, że ludzie tutaj to szanują - nie widziałem zniszczeń a śmieci na prawdę w minimalne ilości. Większość z tych miejsc jest ulokowana w pobliżu jakiegoś jeziora, często z ładna plażą. Co ciekawsze - na takich parkingach a może  wręcz placach campingowych, dozwolone jest rozbijanie namiotów (ja takich nie widziałem, ale tak zrozumiałem  ulotki i znaki na tablicach informacyjnych). Dzisiaj, przy tej zbierającej się burzy - każde zatrzymanie się w takim miejscu kończyło się najpierw walką z różnymi owadami i zaraz później moja, wręcz paniczną ucieczką.
W Sillamae zajechałem najpierw zobaczyć ciekawostkę - wodospad. Rozumiem, że jeśli najwyższy szczyt Estonii ma niewiele ponad 300 m n.p.m. to taki wodospad robi na nich wrażenie - w naszych górach takie się mija  bo za zakrętem będzie zaraz podobny. Miejsce zadbane, znowu stoliki, wiata, schody i kładka drewniane i nawet  dzisiaj byli tam panowie, którzy kosili trawę, by ładnie wyglądało. Później centrum miasteczka ze schodami jak w Odessie. Miasto robi smutne wrażenie, mocno zaniedbane, wiele domów obdrapanych, co prawda widać że starają się, niektóre budynki są już wyremontowane i  ale reszta, w starej części miasta wygląda smutno. Przy okazji zjadłem obiadek (biznes lunch - tak się tutaj nazywa zestaw dnia) za 3,90 wiec całkiem przyzwoicie.
No i wreszcie Narva - podobnie jak Sillamae - sprawa wrażenie zaniedbanego. Zamek za to wygląda dostojnie i fajnie, szkoda tylko ze dostępna do zwiedzania jest tylko jedna część (druga stoi za granica, w Rosji). Miasto żyje granicą i przejściem granicznym, kolejka TIRow "wystaje" kilka kilometrów za miasto, a przy samych szlabanach ruch jak widziałem spory. podjechałem jeszcze zobaczyć replikę szwedzkiego lwa a na miejscu spotkałem trzech sympatycznych ślązaków na motorach - tez się wybrali na włóczęgę po Estonii.
Jako że to miasto graniczne, to na każdym parkingu zakaz parkowania  w godzinach 0:00 - 8:00 czyli moje pierwotne plany by nocować w samej Narvie spaliły na panewce. W dodatku zaczęła się niezła burza, więc  nie miałem już ochoty na dalsze łażenie po mieście.
Dojechałem znowu do Sillamae, i tutaj będę nocował - parking koło stacji benzynowej, przy samej szosie ale mnie to nie przeszkadza. Z jednej strony stoi kolego Estończyk kamperem, z drugiej kilka TIRów  więc czuję się w miarę bezpiecznie.
Moja lokalizacja: N 59° 23.458, E 27° 46.331


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 180 km. Mapka trasy.

poniedziałek, 18 lipca 2011

Tartu

Dzisiaj głównym punktem zwiedzania będzie Tartu (dawna nazwa Dorpat), drugie co do wielkości miasto w Estonii, o bogatej i ciekawej historii. Miasto jest uznawane za kulturalną i naukowa stolicę kraju, wielki ośrodek akademicki.z uniwersytetem założonym w pierwszej połowie XVII wieku przez króla szwedzkiego Gustawa II Adolfa.

18:45

Tartu to ładne miasto, mimo że ciągle widać zaniedbania z czasów ZSRR. Centrum nie za duże, więc nie ma potrzeby pokonywania kilometrów by obejrzeć najważniejsze miejsca. Na samym wstępie miałem mały problem, zajechałem na parking kolo McDonalda ale tam pozwalają za darmo stać tylko 30 minut, zdecydowanie za mało. Kawałek dalej parking płatny ale  tylko SMSami i to z estońskiego numeru. Żadnego człowieka, żadnego parkomatu, tylko tablica informacyjna. Później w centrum widziałem więcej takich parkingów. Na szczęście to miejsce jakie wypatrzyłem wcześniej na GE miało parkomat. Zasady proste - do 60 minut za darmo, za każda godzinę = 1E, a za 5 E - cały dzień (czyli od 8 do 18). Parking widać znany kamperowcom, bo rano byłem ja jeden, ale jak wróciłem po południu, to stały już trzy inne kampery - Francuz, Fin i Niemiec.

Smutne myśli mnie naszły gdy zobaczyłem w samym centrum, w części wydzielonej tylko dla pieszych taki pomnik:

Pomyślałem sobie, że u nas, w Polsce, od razu podniesiono by krzyk i to co najmniej z trzech powodów:
1. publiczne prezentowanie golizny czyli demoralizacja,
2. pomnik przedstawia osobę dorosła i dziecko - więc pedofilia
3. ma dodatek - są to dwa osobniki tej samej płci, więc reklama homoseksualizmu.
Na szczęście estończycy nie maja aż tak "wielkich i ważnych" problemów i pomnik sobie spokojnie stoi i na nikim nie robi wrażenia.

Po Tartu, po którym przy dzisiejszym słońcu ciężko się chodziło, mimo dużej ilości zielenie dającej trochę chłodu, pojechałem do Alatskivi, gdzie jest ładny, w maju tego roku odremontowany zamek. Później jeszcze podjechałem do Kallaste, a tam są ciekawe czerwone klify.
Nocuje na campingu Willipu, ok 5 km od Kallaste.
Moja lokalizacja: N 58° 38.683 E 027°  9.950


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 100 km. Mapka trasy.

niedziela, 17 lipca 2011

Estonia

Wjechałem do Estonii - jestem tutaj pierwszy raz. Język tak samo "inny" jak łotewski, ale podobno 25% ludności tutaj to Rosjanie, więc z porozumieniem się po rosyjsku nie powinno być kłopotów.
Kartę telefoniczna udało mi się kupić ale jeszcze jej nie testowałem. Drugi raz dzisiaj korzystam z darmowego WiFi (restauracja w Sangaste i restauracja w Polva - same się reklamują, że maja internet).
Estonia sprawia wrażenie kraju jeszcze bardziej pustego niż Łotwa, ale nie ma się co dziwić, bo gęstość zaludnienia ma najmniejszą z wszystkich krajów przybałtyckich.

HA HA HA karta którą kupiłem za 2,95E działa z ustawieniami z Orange :) Szkoda tylko, że nie ma możliwości kupienia pakietów internetowych (jak na Litwie czy Łotwie) a za 1 MB będę płacił 0,10 E więc to co mam na karcie starczy na ok 30 MB tylko. Mogę mieć darmowy i nielimitowany dostęp do sieci przez 30 dni  jeśli będę miał na karcie co najmniej 15E (60 zł) - trochę drogo :(

18:30

Na granicy jest strażnica ...
Poznawanie Estonii rozpocząłem, od starego, nieczynnego już na szczęście przejścia granicznego w miastach Valka-Valga. Samo miasto zostało podzielone na dwa w 1920 roku, po tym, jak ogłoszono niepodległość Łotwy. Dziwnie i całkowicie nienaturalnie wygląda takie miasto podzielone na dwa, odrębne kawałki - jak np Cieszyn. Samo miasteczka (miasteczka) - ciche, spokojne, niewiele w nich ciekawego do zwiedzania, a na stacji benzynowej nawet nie mieli żadnych kart SIM do telefonu.

Pierwszy przystanek - Sangasta ze ślicznym zameczkiem podobnym do tego z Windsoru. W zamku muzeum (nie zwiedzałem, pewnie nic odkrywczego tam nie ma), koło zamku dostojne stare dęby i  park z jeziorkami. Niestety, komarów tez sporo i wejście między drzewa mocno utrudnione. W zamku było właśnie jakieś wesele więc sporo młodych ludzi, rozweselonych, trąbiących klaksonami i wesoło spędzających czas. Na parkingu pod zameczkiem stał samochód osobowy, z Polski - o dziwo, z białostocka rejestracją :)

Następny przystanek, to muzeum sprzętu do budowy dróg i równocześnie muzeum poczty estońskiej. Podobno najpopularniejsze muzeum  tej części Estonii. Widać, że sporo ludzi z dziećmi tutaj na niedzielę przyjechało. Na parkingu sporo samochodów, pojawił się jeszcze jakiś rajd starych i małych samochodzików, w tym strasznie dziwne trzykołowce - Messerschmitt (nigdy takich nie widziałem). Na końcu albumu ze zdjęciami wstawiłem dwa filmiki z ich odjazdu z parkingu.
Pogoda ciężka, temperatura koło 30 stopni, raz słoneczko raz chmury, duszno. Dojechałem do Polva i ..... zastrajkowałem, dzisiaj dalej nie jadę. W centrum, koło kościoła, prawie nad jeziorem, duży sklep a  miedzy nim a jeziorem duży parking z latarniami, na którym osiągalny jest sygnał WiFi z sąsiedniej knajpy. Co ciekawsze, przy parkingu stoi skrzynka elektryczna i na zewnątrz ma zamontowane gniazdka prądowe :)
Ale nie będę się zachowywał, jak niektórzy rodacy - nie podłącze się by ciągnąć prąd za darmo, bez przesady :)
Moja lokalizacja:  N 58° 3.307 E 027° 3.333


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 130 km. Dzisiejsza trasa.

sobota, 16 lipca 2011

Łotwa - dalszy ciąg

Jedna z rzeźb w galerii
Po spokojnej nocy (znowu padało i to nieźle) pojechałem dalej, w stronę Gulbene. Przy drogach stoi sporo brązowych kierunkowskazów pokazujących różne ciekawe turystycznie miejsca. Niestety, wszystkie napisy po Łotewsku, więc czasami trudno się zorientować czego dotyczą. Kilka kilometrów za Madona - kolejny diabelski kamień, czyli duży głaz narzutowy. Ładny, omszały, z wyciętymi stopniami, co sugeruje, że był kiedyś wykorzystywany do składania darów czy ofiar.Kawałek dalej - galeria na świeżym powietrzu - kilka fajnych dzieł tam można zobaczyć (za darmo).

Cesvaine
Następny przystanek, to Cesvaine a w nim zamek czy raczej pałac, odbudowywany teraz po pożarze, który miał miejsce w 2002 roku. W 1420 roku powstał tutaj zamek biskupi, później rozbudowywany i uzbrojony - niewiele z niego zostało, w XVII wieku został zniszczony. To co jest teraz, pochodzi z drugiej połowy XIX wieku. Warto tutaj zajechać, w mojej ocenie jest to najładniejsze miejsce (poza Rygą), jakie widziałem na Łotwie. Te ściany budowane głownie z kamieni (jak wiele innych budynków tutaj) robią niesamowite wrażenie.
Kolejny przystanek - Gulbiene i jego "Biały Pałac". Niestety - w stanie złym, widać, że przez wiele lat niszczał. Teraz przykryty folią od góry i osłonięty siatką, stoi smutny i zdewastowany.
Skręcam na zachód - kierunek Smiltene. Po drodze kolejna ciekawostka turystyczna - pomnik diabła wykuty w kamieniu. Wiąże się to z jakąś legendą, ale informacja na tablicy stojącej obok była tylko po łotewsku - szkoda :( W Smiltene trafiłem na jakąś imprezę, chyba koncert w miejscowym amfiteatrze - bilety po 4 Lvl więc sobie odpuściłem.
Na nocleg zajechałem na camping Kalbakas. Miłe miejsce ale niezbyt przystosowane do kamperów. Prąd dostałem, z jakiejś dziwnej szafki, serwisu kampera nie widać nigdzie. Jest za to budyneczek z WC, kuchnią, pokojami na gorze dla gości, na dole salon z TV, prysznic i nawet bania :) I dużo różnych zwierzaków kręcących się dookoła, bo jest to normalna wiejska zagroda, w której część terenu przeznaczono na camping.
Przywitał mnie dalmatyńczyk, ale pogłaskać się nie dał - poszedł sobie i nawet nie mam go na zdjęciu. Jest kogut z kurami, po podwórku biega mały króliczek, są koty, w tym trzy maluszki. I nawet cielaki zainteresowały się moim kamperem, lecz na mój widok - uciekły.


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 120 km. Mapka trasy.

piątek, 15 lipca 2011

Łotwa

Po spokojnej nocy (tylko wściekłe komary mnie trochę dopadły) jadę na Łotwę. Oglądając mapy postanowiłem jechać jednak większą drogą, tzn powrót do Zarasai i dalej A13 do Daugavpils. Wybór chyba słuszny, bo ta droga mocno dziurawa i ogólnie kiepska, wole sobie nie wyobrażać, jak by wyglądała droga  bezpośrednio ze Stelmuże. Zatrzymałem się pod dworcem kolejowym, zjadłem śniadanko i poszedłem na mały rekonesans. W kiosku kupiłem łotewską kartę telefoniczna i walczyłem trochę z jej uruchomieniem. Karta relatywnie (do litewskiej) droga, zapłaciłem za nią 3 Lvl czyli ok 16 zł ale wykupując pakiet internetowy mam 500 MB (jak piszą w swojej ulotce - w pełnej prędkości) na 10 dni, więc nie jest źle. Działa - jak widać, a to najważniejsze.
O tej karcie można poczytać TUTAJ.

20:00

Wiem, że przy tym, co się teraz dzieje w kraju, na pogodę narzekać nie wypada, napisze więc tylko, że jest pochmurno, duszno, cały czas około 30 stopni.

W Daugavpilis (Dyneburg) obejrzałem starą cytadele, podobna trochę w stylu do tej w Osijek, ale w o wiele gorszym stanie. Coś tam niby robią, ale to chyba tylko drobiazgi. Następny przystanek, to zameczek Krustpils, koło Jekabpils. Nic ciekawego w sumie. Stwierdziłem, że znudziło mi się jechanie wzdłuż Daugavy (Dźwiny) i odbiłem na północ. Po drodze sympatyczne wzgórze zamkowe (nic oprócz trawy na nim nie ma) no i widoczki Łotwy - pola, lasy, sporo różnych kamieni większych i mniejszych, drogi zaniedbane. Od razu rzuca się w oczy że na Litwie mino wszystko jest trochę lepiej. Na nocleg dojechałem do sympatycznego miasteczka Madona. tradycyjnie już, wybrałem parking koło Urzędu Miasta.
Na przeciwko parkingu - pizzeria. I jak za pizzą raczej nie przepadam - ta zasmakowała mi bardzo. Może dlatego, ze lokal prowadzi prawdziwy Włoch, jeżdżący nawet samochodem na włoskich numerach. Człowiek był tak sympatyczny, że jak się zapytałem, czy mogę pizze zabrać do kampera, to prawie sam mi ja przyniósł na drewnianej desce (odebrałam ja od niego na środku ulicy :) ) Jeśli ktoś z czytających tego bloga będzie w Madona - gorąco polecam ten lokal. Ceny mają przystępne - za 30 cm zapłaciłem 3 Lvl.

Moja lokalizacja (i pizzeri): N 56° 51.240 E 026° 13.264


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 200 km. Mapa trasy.

czwartek, 14 lipca 2011

Północna Litwa

Pogoda niestety się psuje, chmury, drobny deszczyk i niestety duszno i paskudnie.Rano pełny serwis obojga (czyli Mruczka i mnie - hehehe) i w drogę.
Najpierw nieczynna już litewska elektrownia atomowa koło Ignalina. Koło  tej elektrowni w latach 70 XX wieku wybudowano całkiem nowe miasto - Visaginas. Wygląda ładnie jak na tamte czasy - szerokie ulice, spore balkony. W centrum miasta maszt z żurawiem na szczycie (herb miasta) i wyświetlacz na którym podawane jest wielkość aktualnego promieniowania. Ciekawa sprawa, że w 2007 było to tylko 5 - dzisiaj wskaźnik pokazywał 10. Miasto jak miasto, ale w sklepach praktycznie wszyscy rozmawiają po rosyjsku więc wreszcie mogłem pogadać przy kupowaniu owoców czy pieczywa :)
Następny przystanek, to Zarasai czyli Jeziorosy, ładnie opisane np TUTAJ. Na wyspę wjechać samochodem się nie da ale widać że to teraz teren rekreacyjny dla mieszkańców.
Niedaleko Zarasai, w małej wsi Stelmuze rośnie najstarszy dąb na Litwie i jeden z najstarszych na świecie. Ma co najmniej 1500 lat. Oprócz tego jest zabytkowa (ale już nie tak stara jak dąb) wieża zbudowana z kamieni polnych.
Co prawda do granicy z Łotwą jest już tylko 2 km ale przy takiej pogodzie nie chce mi się dzisiaj jechać dalej. Koło dębu jest spory parking,  okolica wygląda spokojna - więc planuje nocleg dzisiaj tutaj, koło dębu.
Moja lokalizacja: N 55° 49.809'   E 26° 13.075'

Po wiosce biegało kilka kotów, ale jakieś niechętne do nawiązywania nowych znajomości. Jeden obserwował mnie zza murka i nawet reagował na moje "kocie gadanie" ale gdy tylko zrobiłem krok do przodu - dał nura w krzaki i tyle go widziałem.

18:30

Zachciało mi się jeszcze Diabelskiego Kamienia czyli ogromnego głazu narzutowego, który tutaj niedaleko można oglądać. Informacja o nim w sieci jest bardzo skromna i bez dokładnej lokalizacji. Jakos jednak udało mi sie namierzyć miejsce gdzie powinien być i pojechałem. Droga utwardzona tylko, wąska, miejscami po obu stronach szorowałem po gałęziach, aż strach pomyśleć, co by było gdyby z przeciwka ktoś jechał. Zaparkowałem Mruczka na drodze leśnej w miejscu gdzie mógłby być wyminięty przez inne pojazdy i dalej na piechotę. Kamień śliczny, obrośnięty mchem - szkoda ze nie ma tutaj, koło dębu żadnej informacji o nim.
Sporo Litwinów przyjeżdża oglądać ten najstarszy litewski dąb (w ciągu godziny widziałem 5 samochodów) i żaden nie pojechał dalej, do tego kamienia. Widać nie wiedzieli nawet o jego istnieniu.
Pozycja kamienia: N55° 49.907'  E26° 11.855  


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 80 km. Mapka trasy.

środa, 13 lipca 2011

Cisza i spokój

Litwini tę część swojego kraju określają tak: Ta część Litwy nazywana Aukshtaitija (albo Górna Litwą) słynie z nietkniętych zasobów naturalnych, jakimi są jeziora i lasy. Teren wolny od zanieczyszczeń przemysłowych, słabo zaludniony,  drogi są ​​prawie puste jeździć można spokojnie i miło.  
W pełni się z tym zgadzam 

Dzień, jak planowałem mija leniwie i spokojnie. Co prawda rano zajechał nagle autobus pełen wesołych ludzi, ale szybko załadowali się na łódki i popłynęli w siną dal i znowu zapanował błogi spokój. Poopalałem się trochę na pomoście, trochę popływałem w miłym towarzystwie (w wodzie małe okonie, na wodzie łabędź i perkozy, nad woda duże ilości ważek), później pora na obiad - chłodnik litewski i kotlet wieprzowy, wszystko za 19,50 Lt, no i obowiązkowa poobiednia  siesta :)

Słodkie lenistwo :)

Dzisiaj w planie dzień postoju. Słoneczko świeci, zapowiada się piękny dzień. Poza tym, dzisiaj 13, więc może lepiej nie jechać nigdzie ? :) Chleb mam, pomidory mam, coś jeszcze do jedzenia w lodówce się znajdzie - co więcej trzeba :)
Na miejscu do wypożyczenia różne sprzęty pływające ale można tez posiedzieć nad wodą i zupełnie nic nie robić.Woda czyściutka, ciepła, ryby pływają, lekki wiaterek wieje - tutaj jest po prostu ślicznie. I cena rozsądna, 35 Lt za kampera z podłączeniem do prądu. Prysznic i WC dostępne (jeden pokój w hotelu służy jako węzeł sanitarny dla campingu).




Dzisiejsze fotki. Postój.

wtorek, 12 lipca 2011

Aukštaitija

W nocy przyszła burza, grzmiało, błyskało padało i rano było o wiele chłodniej i ogólnie pochmurno. Zjechałem do MAXIMA, zrobiłem małe zakupy, zjadłem śniadanko i nawet miałem przez jakiś czas darmowy (domowy) internet :)
Później w drogę - kierunek Ignalina. Trasa śliczna, malownicza, ruch na drodze niewielki jak zresztą na całej Litwie poza okolicami Wilna i Kowna. Na polach często widać duże kamienie, które u nas pewnie od razu miałyby jakieś nazwy, tutaj to nic szczególnego, kamienie większe i mniejsze są wszędzie. Zaraz za miejscowością Labanoras, nad brzegiem jeziora o tej samej nazwie - sympatyczne miejsce campingowe, darmowe, niestety - zakaz wjazdu powyżej 3T.
Zatrzymałem się przed znakiem i podziwiałem widoczki.
Niedaleko przed Ignaliną, miejscowość Sakarva i kolejne miłe miejsce campingowe - z pozwoleniem rozbijania namiotów i rozpalania ognisk, z wiatami, stolikami. Jest nawet zejście do jeziora. W lesie sporo czarnych jagód, poziomek, malin. Skorzystałem z okazji i urządziłem sobie tam obiadek - runo leśne było na deser :)
Namiary:  N55° 18.743 E026° 03.833
Pokręciłem się trochę po okolicy - śliczne tereny, cicho, spokojnie, woda w jeziorach krystalicznie czysta. takie nasze mazury ale wiele lat temu jak jeszcze nie były aż tak popularne, rozdeptanie i zaśmiecone.
Wart zobaczenia jest stary najstarszy drewniany kościół na Liwie w miejscowości Paluse. Rysunek tego kościoła występował na banknotach 1 lit. Obejrzałem też samą Ignalinę - miasteczko jak miasteczko, dworzec kolejowy odnowiony i ładnie się prezentuje ale poza tym, nic ciekawego.
Planowałem nocleg na campingu (jedyny w okolicy) koło kościoła w Paluse ale cena zbiła mnie z nóg. Za kapera z podłączeniem do prądu - 45 Lt do tego po 10 Lt za osobę - w sumie drożej niż na campingu w Wilnie. Dzięki temu ze mam dostęp do internetu - szybka zmiana planów i wylądowałem 40 km dalej, na campingu Degesa. Za 35 litów - postój, woda, sanitariaty, prąd i do jeziora kilka kroków, nie tak jak w Paluse.


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 100 km. Mapka trasy.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Litwa - dzień drugi

Znowu gorąco, duszno, parno, temperatura powyżej 30 stopni. Trochę więcej chmur na niebie ale cienia nie dają, tylko straszą ewentualna burza ale jak na razie nic tu nie pada.
Noc pod skansenem spokojna, rano, gdy w promieniach wschodzącego słońca oglądałem dokładnie teren przez parking przejechał Litwin osobówką i uśmiechając się pomachał do mnie. I kto tu mówi, że Litwini nie lubią Polaków :)
Podjechałem do stacji benzynowej niecały kilometr, kupiłem nowa kartę PILDYKa i znowu mogę szaleć po internecie. Pierwsza część drogi to "autostrada" A1 ( kto widział zebry/przejścia przez autostradę albo przystanki autobusowe na poboczu :) ).
Skręcam w lewo na 108 i mijając malownicze zakola Nerisu dojeżdżam do Dukstos. Zaraz za miastem piękna dębina, coś w stylu Szlaku Dębów Królewskich w Białowieży, ale ładniej urządzona (na całej trasie drewniana kładka) i połączona ze ścieżką edukacyjną z mitologii litewskiej. Różne postaci wyrzeźbione w drewnie służą jako ciekawa lekcja dla młodych ludzi. Jako ciekawostka, w środku tej ścieżki duży głaz narzutowy ze starymi runami, zwany Świętym Kamieniem.
Następny planowany punkt trasy to Park Europy. Jadę zgodnie z tablicami informacyjnymi i zajechałem ...... Najpierw droga coraz gorsza, coraz więcej dziur, coraz mniej miejsca aż dojechałem do totalnego remontu - zastawione wszystko, ciężarówki rozjeżdżają to co zostało. Jakoś udało mi się zawrócić, mimo, że trochę się zakopałem w miękkim piachu, niestety, kosztem kolejnego uszkodzenia tylnego zderzaka. Stwierdziłem, że jeśli droga DO jest taka "europejska", to ja nie chce sprawdzać "europejskości" tego parku :) Udało się wrócić na drogę 108, później skręt na A14 i do Centrum Europy.
Ludzi tam prawie nie ma, przy samym pomniku spotkałem murzyna, który śmiejąc się biegał dookoła i robił zdjęcia. Poza tym koło pomnika (a może na odwrót) jest duże pole golfowe, restauracja itp. Zacząłem się zastanawiać co było pierwsze - lokalizacja Środka Europy czy inwestycja w pole golfowe. Krótko mówiąc - byłem zobaczyłem i wystarczy :)
Kawałek dalej na północ, tzw Południk Struvego czyli pozostałość po punkcie triangulacyjnym.
No i ostatni punkt dzisiejszej jazdy - Moletai. Stoję na parkingu między Urzędem Miasta a Muzeum i Ośrodkiem Kultury. Miasteczko ciche, spokojne, radiowozy często jeżdżą (pewnie z nudów), wiec nie powinno się dziać nic złego.
Moja lokalizacja: N55° 13.888 E025° 25.192


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 130 km. Mapka trasy.

niedziela, 10 lipca 2011

Upalna Litwa

Noc minęła w miarę spokojnie, nie licząc jeżdżących cały czas TIRów i odgłosów dyskoteki z baru. Na granicy żadna ze służb nie zwróciła uwagi na Mruczka, więc można było spokojnie jechać. Tym razem cały czas "8" prawie do Kowna a dokładniej do Garliava. Dalej, zamiast do centrum pojechałem prosto, na zaporę na Niemnie. Ładne widoczki ale zapora na granicy słowacko-węgierskiej na Dunaju wygląda ładniej :) Później na półwysep Pazaislis gdzie znajduje się ładny ale niestety mocno zaniedbany w poprzednich latach klasztor kamedułów.
Następny przystanek, to karczma przy autostradzie, miła sympatyczna, z rozsądnymi cenami (zapłaciłem za obiadek 25 Lt). Jak się najadłem zachciało mi się trochę pomoczyć w tym "kowieńskim morzu", ale jak zobaczyłem tę ciecz, doszedłem do wniosku ze szara woda w Mruczku jest czyściejsza - a mimo wszystko ludzie się tam kapią. Jadę więc dalej, niecałe 10 km i już jest Skansen. Fajnie położony, lekkie pagórki, dużo, na prawdę dużo różnych domków - jest co oglądać, tylko że i skansen w Nowogrodzie i w Ciechanowcu - bardzo podobne :) Ale spacerek po sosnowym lesie, w ten upalny dzień ma swoje plusy. Parking kampera - 8 Lt, wejście na teren skansenu - 10 Lt.
Po powrocie na parking okazało się ze pojawiły się dwa inne kampery - na francuskich numerach, ludzie się porozkładali - wygląda na to, że chcą tutaj nocować. Bardzo mi się podoba ten pomysł, też planuję zostać tutaj na noc.
Moja lokalizacja: N54° 51.955 E024° 12.105


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 140 km. Mapka trasy.

sobota, 9 lipca 2011

Urodzaj na kampery

Takich ilości różnych kamperów na tak małym odcinku nie spodziewałem się. W zeszłym roku jak po całym dniu jazdy przez Polskę naliczyłem pięć to uważałem że miałem szczęście, że dużo spotkałem po drodze. Dzisiaj, na trasie ok 120 km naliczyłem aż dwanaście kamperów, z różnych krajów a  w Augustowie dziewczyny widziały kilka stojących :)

Dojechałem do parkingu koło Swiss Baru, kilka kilometrów za Suwałkami - duży fajny plac, z silnym sygnałem WiFi - za parkowanie (czyli nocleg) zapłaciłem 10 zł.

Kierunek - Estonia

Jako że poradzono mi niech Pan jedzie i nie myśli niewiele się zastanawiałem, wsiadłem w kampera i jazda. W planach - Estonia (tam mnie jeszcze nie było :) ). Pierwszy przystanek to Augustów, gdzie właśnie odbywają się targi turystyczne, więc cały rynek zastawione i zero szans na nocleg w moim ulubionym miejscu pod pocztą. Na miejscu spotkanie z Krycha Klara i ich psami - przyjechały popływać gondolą w luksusowych warunkach (cała gondola tylko dla nich). Jakaś pizza na obiad (nawet jadalna) plus spacerek po targach (stoiska standardowe - chleb, wędlina, sery korycińskie i wszelkiego rodzaju gadżety).
Nad noclegiem jeszcze myślę. Albo polecany parking TIT - Swiss Bar zaraz za Suwałkami, ale wtedy jadę przez Kalvarije - albo ośrodek w Kuklach koło Gib (10 zł kamper + 5 zł człowiek) ewentualnie nocleg pod restauracją w Hołnach Mejera i wtedy jadę przez Ogrodniki.


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 130 km. Mapka trasy.

poniedziałek, 4 lipca 2011

Wracamy

Wczoraj po nakarmieniu łabędzia poszliśmy na małą partyjkę bilarda - dzisiaj w planie rewanż.
Pogoda nieciekawa, całą noc równo padało, zimno, wietrznie ale i tak dobrze, że nie ma śniegu. Przed 12 trzeba będzie wyjechać, do Białegostoku mamy ok 180 km.
Przed wyjazdem mieliśmy w planie kolejne partyjki bilarda ale okazało się że bilard dopiero po południu jest czynny - szkoda. Oprócz biało-żółtego psiaka pojawiła się śmieszna mała, łaciata suczka więc bawiliśmy się z ogonami.Wyjechaliśmy koło 11 i do Białegostoku dotarliśmy już w deszczu, kilka minut po 14.


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 180 km.

niedziela, 3 lipca 2011

Powoli wracamy

Rano doszliśmy do wniosku ze pogoda jest niepewna, zimno, wieje, pada i nie bardzo jest sens wsiadać na statek i marznąć kilka godzin. Po śniadaniu, skoro świt czyli po 11 wyjechaliśmy z campingu, podjechaliśmy  na starówkę. Pooglądaliśmy  zamek i rekonstrukcję starego domu Wikingów, trochę się pobawiliśmy i później spacerek po starówce. Zamówione przez Ewę zdjęcia zrobiliśmy obaj.
Następny punkt wycieczki to stara stolica Warmii czyli Lidzbark Warmiński. Fajny zameczek - warto zobaczyć.
Na noc zawędrowaliśmy na camping Ostoja Stara Baśń. Sympatycznie wygląda, zaraz nad wodą, postoimy do jutra i rano się zastanowimy co robić dalej. A wszystko zależy oczywiście od pogody.


Zdjęcia Adama są do pooglądania TUTAJ.


Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 180 km.

sobota, 2 lipca 2011

Malbork

Zacznę od małego sprostowania - wbrew temu co jest napisane w tytule albumu ze zdjęciami, Kanał Elbląski nie leży ani na Mazurach, ani na Warmii - te tereny nazywają się Pojezierze Iławskie i nigdy do tamtych historycznych  terenów nie należały.
Dojechaliśmy do Malborka, parking po drugiej stronie Nogatu, zaraz koło campingu,  przejście drewnianym mostem, z którego jest prześliczny widok na zamek. Deszcz pada, ale nie jest to ulewa, więc jakoś dajemy radę. Zaczynamy od niezależnej wystawy maszyn oblężniczych - obiekty/eksponaty można macać, dotykać nawet w pewnym zakresie uruchamiać.
Później na zamek - do oglądania jest na prawdę dużo, sala za salą, można się pogubić. Grup wycieczkowych też dużo, ale jakoś w oczy (czy raczej w uszy) rzucały się grupy rosyjskie. Po zwiedzaniu - mała przekąska - kiełbaska z rusztu z bułką, którą podzieliliśmy się z wróblami. Koło zamku - mini golf a że jakos niewiele padało, postanowiliśmy rozegrać jedną partyjkę.
Powrót do Mruczka i jazda w stronę Elbląga - po drodze, najniżej położone miejsce w Polsce. Na koniec - camping w Elblągu. Pogoda ....... rumuńska (jak się kiedyś mówiło), oboje jesteśmy senni  i chyba przed kolacja jeszcze pośpimy.

Dzisiejsze zdjęcia Adama można zobaczyć TUTAJ.

Mokro

Pada, mokro wszędzie i nie widać poprawy. Rano deszcz dudniący po dachu Mruczka obudził Adama. Zwinęliśmy się i jedziemy w stronę Malborka (najlepsza droga jednak przez Pasłęk i Elbląg). Przed Pasłękiem postój na stacji benzynowej - śniadanko w barze i nareszcie jest w miarę rozsądny sygnał, można powysyłać resztę wczorajszych zdjęć.




Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 100 km.

piątek, 1 lipca 2011

Kanał Elbląg-Ostróda

Ładna pogoda się skończyła, już pakując się w Starych Jabłonkach zaczęło padać. Pojechaliśmy do Buczyńca, gdzie jest pierwsza (licząc od Ostródy) pochylnia. Trafiliśmy w południowy "szczyt komunikacyjny", kiedy dopływają statki z Elbląga i po chwili wracają. Pooglądaliśmy wożenie statków i różnych łódek po trawie. Zwiedziliśmy działającą siłownie oraz Muzeum Kanału.
W knajpce przy pochylni, zjedliśmy smaczny żurek i poznaliśmy dwa koty. Później przenieśliśmy się na darmowy camping koło pochylni, obiadek w camperze i hazard do wieczora. Niestety mamy kłopoty z siecią - przez kilka godzin na karcie Orange nie byłem w stanie wysłać ani jednego zdjęcia. Dopiero jak przełożyłem kartę Plusa - mogłem wysłać chociaż kilka fotek i napisać parę słów.

Zdjęcia Adama do pooglądania TUTAJ.



Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok. 40 km.