poniedziałek, 30 września 2013

Leniwy poniedziałek

Przed południem pochmurno, sennie, więc tradycyjnie - śniadanie i basen. Później się trochę poprawiło, więc podjechałem do centrum na zakupy.
Jak nie lubić tego kraju - śliczne, bardzo słodkie winogrona w cenie 299 ft za kg czyli trochę ponad 4 zł.



Dzisiejsze fotki.

niedziela, 29 września 2013

Niedziela

Niedziela, basen zapełniony tubylcami przypominał puszkę ze szprotkami.
Na obiedzie w knajpce przy basenie pojawił się pan grający na trąbce. Chwile pograł i poszedł na basen tam umilać ludziom moczenie się.



Dzisiejsze fotki.

sobota, 28 września 2013

Sobota

Od rana muzyczka przygrywała wszystkim w okolicy. Okazało się, że to nie impreza z cyklu Magyarország, szeretlek! ale Dzień Rodziny zorganizowany przez tutejsze Związki Zawodowe. Muzyczka, różne zabawy głównie dla dzieciaków, jakieś jedzenie z kociołka - na talony. I skończyli szybko bo ok 16 już było pusto na placu i ekipa zwijała namiot. Po obiedzie podjechałem pod TESCO na te pokazy motoryzacyjne. Ładnie się zapowiadało a rzeczywistość wyglądała średnio. niewielka część parkingu została ogrodzona i zasłonięta, jakoś trudno mi wyobrazić sobie by tam jakiekolwiek auto mogło się rozpędzić. Kasę postawili a za wejście na ten niewielki teren trzeba było zapłacić równowartość czterech obiadów tutaj, na basenie - zrezygnowałem.

Dzisiejsze fotki.

piątek, 27 września 2013

Piątek - znowu Debrecen

Od rana słońce ślicznie świeciło, więc wybrałem się znowu do Debreczyna. Pani w kasie namawiała mnie na kupno biletu na rower ale nie dałem się namówić. Pani konduktorka w pociągu sprawdziłam mój bilet a rower jej w ogóle nie zainteresował :) Wracając tez za rower nie płaciłem.
Tym razem wysiadłem wcześniej na stacji Jozsa i dalej już na dahnku. Pooglądałem Uniwersytet - monumentalny budynek, robi wrażenie, park i kąpielisko termalne.
Po powrocie na camping zobaczyłem, że stawiają jakiś duży namiot, coś się na jutro szykuje, Następna niespodzianka czekała na mnie na basenie - najpierw wspólna gimnastyka pod muzyczkę, poźniej, na brzegu, były pokazy tańca w wykonaniu 6 osobowego zespołu.
W sieci doczytałem się, że w całym kraju w dniach 28 i 29 organizowane są różne  imprezy pod wspólnym hasłem Magyarország, szeretlek! (WĘGRY, KOCHAM CIĘ!).


Taka impreza jest w Tiszafured, podobna w skansenie w Ópusztaszer.
Prawdopodobnie tutaj, na campingu też będą jakieś atrakcje z tej okazji.

23:00
Te występy dzisiaj na basenie to prawdopodobnie z okazji Światowego Dnia Turystyki - przynajmniej tak zrozumiałem, to co tutaj napisano :)


Dzisiejsze fotki.

czwartek, 26 września 2013

Czwartek

Miałem wczoraj szczęście z pogodą, dzisiaj od rana pochmurno, wieje i nawet trochę kropiło.
Po porannych basenach wybrałem się do TESCO. Okazuje się, że w sobotę będą fajne pokazy na parkingu pod  marketem  - monster track i tym podobne przyjemności.




Dzisiejsze fotki.

środa, 25 września 2013

Debrecen

Żeby zerwać z monotonnością, pojechałem dzisiaj o porannym moczeniu do Debreczyna. Na stacji pani w kasie sprzedała mi bilet dla mnie i drugi, 50% na rower. Pan sprawdzający bilety w pociągu sprawdził obydwa. W drodze powrotnej, jako że nie było kasy na dworcu - bilet kupowałem w pociągu u konduktorki. Tym razem okazało się, że na rower bilet nie jest potrzebny  - i kto tu zrozumie madziarów :)

wtorek, 24 września 2013

... wtorek

Dzień za dniem na takich termach szybko mija, każdy podobny do drugiego.
Polscy kamperowcy (a jest ich sporo tutaj) jedzenie całe przywieźli z Polski i pichcą na miejscu, ja wolę za niewielkie pieniądze jeść w knajpie przy basenie. Elegancko podają jadłospis na cały tydzień, więc człowiek wie co go czeka :)


Wczorajsza frankfurcka zupka była smaczna (pływały w niej kawałki parówki i było sporo kminku), dzisiejsza - nie wiem, jak ją nazwać - zaprawiona słodką papryką, z ziemniakami i lanymi kluskami.
Dzisiaj na drugie było coś, czego nie znałem: czerwona drobna fasola w gęstym słodkim sosie i do tego plaster klopsa.
Jak widać po jadłospisie, można albo co dziennie jeść coś innego, za 580 ft albo zamówić stałe menu (rosołek i schabowy) za 640 ft.



Dzisiejsze fotki.

poniedziałek, 23 września 2013

Nie masz wina nad węgrzyna

Co wieczora tokaj piłem
Moja ty, miła ty dzieweczko ma.
I wesoło się bawiłem
Moja ty, miła ty dzieweczko ma.
I choć w głowie tęgo zaszumiało
Serce się do ciebie rwało
Moja ty, miła ty dzieweczko ma.

Dzisiaj znowu tokaj piłem
Moja ty, miła ty dzieweczko ma.
Aż do rana się bawiłem
Moja ty, miła ty dzieweczko ma.
Choć się głowa jak len w polu chwieje
Do śniadania wytrzeźwieję
                     Moja ty, miła ty dzieweczko ma.


Nie ma to jak dobry czardasz :)


Dzisiejsze fotki.

niedziela, 22 września 2013

Niedziela

Dzień, jak co dzień (na termach), czyli śniadanie, baseny, odpoczynek, rowerek, obiad (dzisiaj za 580 ft), odpoczynek, baseny, kolacja ......
Szkoda tylko, że jak na te porę roku, tutaj, jest jednak chłodno.



Dzisiejsze fotki.

sobota, 21 września 2013

Sobota

13:30
Wczoraj było słoneczko, dzisiaj znowu chmury i od czasu do czasu kropi. Pooglądałem mapę pogody i wygląda na to że już we wrześniu zacznie padać śnieg, nie tylko w Tatrach.
Rano, po śniadaniu basen, w tłumie innych ludzi - ta wczorajsza wycieczka dzisiaj okupowała termy. Później na rowerku objechałem kilka okolicznych sklepików - efekt: 3 bułki i 2 kg winogron. Na obiad wybrałem się do restauracji przy basenie - niestety okupowana w całości przez wycieczkę, dosłownie wszystkie miejsca zajęte, więc wyciągnąłem jakąś puszkę, odgrzałem i zajadam. Na drugie danie będą winogrona - i wystarczy :)
Dzisiaj na razie tylko jedno zdjęcie - stado kóz się dokarmia koło campingu.


Dzisiejsze fotki.

piątek, 20 września 2013

Hajdúböszörmény, dzień drugi

16:30
Basen jest fajny. W środku dwie główne części, jedna z wodą 33-35 stopni, druga 35-37 stopni. W każdej różne ustrojstwa do masażu. Oprócz tego, tak jak  widziałem w Nyiregyhaza - dwa baseniki obok siebie - w jednym gorąca woda (38-40 st), w drugim tylko 17-18. Podobno trzeba najpierw posiedzieć chwilę w jednej, później w drugiej i tak na zmianę.
W nocy jeszcze padało ale za to od rana - słoneczko, tylko że zimno, kilkanaście stopni i jak powieje trochę wiatr, to jak z niedomkniętej chłodni. Rozłożyłem markizę, wystawiłem mebelki a sam na dahonka i w miasto. Niewielkie ale sympatyczne, trochę się po nim pokręciłem, na bazarze kupiłem "swojska" kiełbasę - producent, z szyldem, sprzedawał wędliny, słoninę i jakieś inne przysmaki. Wybrałem oczywiście csipos. Jeszcze nie próbowałem :)
Zaszedłem do warzywniaka i zobaczyłem coś dziwnego - faszerowana paprykę na różne sposoby już widziałem i jadłem, ale faszerowanego ogórka, faszerowanego kapustą kiszona widziałem pierwszy raz. Kupiłem po kilka okazów każdego rodzaju, jak wyłożę na kolację, to obfotografuje i zdjęcia wrzucę do albumu.
Na obiedzie byłem w restauracji przy basenach - wg innych camperowców wielu mieszkańców miasta tutaj przychodzi się stołować - i pojadłem:
Csontleves czyli rosołek z makaronem
Rántott szelet rizs savanyúság czyli schabowy z ryżem i surówką marynowaną.
Całość- 640 ft czyli w  niecałe 10 zł.

19:00
Na basenie jest jeszcze jeden zbiornik - w patio, pod gołym niebem z woda cieplutką i żygaczami. Są też w ramach ceny podstawowej dwie sauny - parowa i fińska.
Doczytałem w sieci, że to COŚ z kapustą, to melony :) Czerwona papryka jest średnio ostra natomiast ta zielona ..... UFFFF :) Wszystko kiszone, ale smak zupełnie inny niż polskich kiszonek.


Dzisiejsze fotki.

czwartek, 19 września 2013

Hajdúböszörmény

15:30
Wylądowałem na camping Castrum w Hajdúböszörmény. Ale po kolei.
Wczorajsze moczenie sie w termach w Nyíregyháza uważam za bardzo udane - świetna woda, bardzo miękka, na początku człowiek ma wrażenie, że siedzi w mydlinach. Róznych sikaczy, babelkowców itp dużo i do wyboru, albo pod dachem alb na dworze. W obiekcie i kafejka i restauracja, czy raczej bar szybkiej obsługi - płaci się "zegarkiem" rozliczenie następuje przy wyjściu. Sporo polaków tutaj dociera - na basenie słyszałem nasz język, na ulicy też, zresztą napisy po polsku mówią same za siebie.
Nocleg pod hotelem  był średnim pomysłem - nie wiem dlaczego ale sieć rwała się co chwila, sygnał zanikał. Poza tym - w ciągu dnia parking był prawie pusty za to wieczorem zapchany maksymalnie,. Dobrze że jeszcze udało mi się wcisnąć w kącik i przetrzymać do rana.
Po śniadaniu - Nyíregyháza - zabytków praktycznie nie ma żadnych a centrum godne zobaczenia można przejść w kwadrans.
Planowałem zatrzymać się dzisiaj w Hajdúnánás, znalazłem camping opisywany na forum  ale zamknięty, po  sezonie. Można co prawda zatrzymać się na samych termach ale jakoś brama wjazdowa nie zrobiła na mnie dobrego wrażenie - odpuściłem sobie i pojechałem do Hajdúböszörmény. W centrum jeszcze nie byłem, przerabiają, uliczki rozkopane a wysiadać z kampera nie chciałem na razie. Budynek term wygląda ładnie a zaraz obok jest camping Castrum (znana mi już firma). Podjechałem zobaczyłem ze sporo kamperów stoi, jest kilka polskich., obejrzałem cennik i zostaję - jak długo, jeszcze nie wiem. Wstępnie podliczono mnie na 4 tys ft dziennie ale będzie jeszcze 10% zniżka za federację, czyli jakies 3600 ft. W to wliczony i prąd i wstęp na termy, jest WiFi i standard o wiele wyższy niż w Sarospatak, gdzie  za noc BEZ WiFi musiałem płacić 4350 ft.
Chciałem iść pomoczyć się, ale przyszła burza, prawdziwa, z piorunami i teraz leje, może później się wybiorę, do 20  mam jeszcze czas :) 



Dzisiejsze fotki.

środa, 18 września 2013

Nyiregyhaza-Sosto

14:00
Całą noc równo padało. Poczytałem sobie swoje wpisy z zeszłego roku - dokładnie w połowie września było w Sarospatak ok. 30 stopni, a teraz muszę się dogrzewać, bo w nocy temperatura spada poniżej 10 stopni.
Znowu Tokaj, ale tym razem tylko przejazdem, nie nocuje. Zatrzymałem się koło starówki, połaziłem trochę po pustych uliczkach, kupiłem trochę węgrzyna i dalej w drogę.
Dzisiejszy mój cel, to Nyiregyhaza. Przez centrum przejechałem, może jutro się zatrzymam przy placu bohaterów, jak wcześniej planowałem. Pojechałem pooglądać Sosto, dzielnicę rekreacyjną z obowiązkowymi termami. Część na powietrzu już oczywiście nieczynna, ale całość robi dobre wrażenie. Część obok całorocznych term na pierwszy rzut oka przypomina park w Druskiennikach.
Ceny mają spore - dorosły 2600 ft, 60+ tylko 1800, ale jeśli się wejdzie po 16, na niecałe 4 godziny, to wtedy to kosztuje tylko 1600 ft, więc ... czekam do 16 :)
Zaraz po drugiej stronie ulicy jest hotel, spory ogólnodostępny parking i w hotelu jest darmowe WiFi, więc nocleg planuję tutaj. W hotelu trwa częściowy remont, więc jeden mały kamperek, na pustawym parkingu, nie powinien nikomu przeszkadzac.


Dzisiejsze fotki.

wtorek, 17 września 2013

Sárospatak

11:00
Jó napot kívánok, czyli dzień dobry po madziarsku :)
Wczoraj wieczorem się rozpadało i pada z przerwami dalej. Gdzie najlepiej się schować przed deszczem ? Oczywiście w basenie termalnym :) Posiedziałem w wodzie kolejną godzinkę i nawet przestało padać. Za chwilę jadę do centrum, na obiad.
14:30
Dzisiaj poszalałem, za obiad zapłaciłem 920 ft. Teraz siedzę w kafejce z WiFi przy smacznym ciastku i kawusi (315 ft). Niestety znowu pada.
19:30
Tak jak planowałem, wyniosłem sie z campingu. Stoję na przeciwko kafejki i mam dobry sygnał WiFi. Pada to mało powiedzieć, równo leje. Oglądałem przed chwilą mapy satelitarne i nie wygląda to obiecująco. Przez dwa poprzednie lata Węgry borykały się z suszą, Dunaj był na wyjątkowo niskim poziomie, w tym roku natura odrabia zaległości.


Dzisiejsze fotki.

poniedziałek, 16 września 2013

Sárospatak [Szaroszpotok]

Pogoda nie rozpieszcza, dokładnie rok temu tutaj było upalnie. Ale może to i dobrze, wystarczy gorąca woda w basenie.
Na śniadanie dokupiłem marynowaną paprykę, oczywiście csipos :) Zaraz jadę na camping i baseny. Pewnie po południu wyskoczę na dahonku do centrum, to wtedy wrzucę więcej zdjęć, bo ani na campingu ani na basenie WiFi nie ma.

13:00
Wczoraj tutaj skończył się sezon, od dzisiaj bilet wstępu na termy potaniał z 1500 do 900 ft. Szkoda, że ta przecena nie dotyczy camping. Mam wrażenie, że tutaj podrożało od zeszłego roku.
Aktualny cennik jest taki (za jedną noc):
- 1500 kamper
- 1400 osoba dorosła
- 600 wstęp na termy
- 600 podłączenie do prądu
- 250 opłata lokalna
Nie ma zniżki dla seniorów ani na legitymację federacji FICC.
Zapłaciłem więc 4350 ft, czyli licząc po kursie
100 ft = 1,40 zł< br /> trochę ponad 60 zł. W sumie wyjdą dwa dni moczenia się, półtorej dnia ładowania akumulatorów, bo planuję jutro na wieczór wynieść się na poprzednie miejsce w centrum.
Pomoczyłem się już 1,5 godziny, teraz odpoczywam w cieniu (bo pojawiło się trochę słońca). Niedługo wsiadam na dahonka i na obiad, do jadłodajni, którą odkryłem w zeszłym roku. Wtedy można było zjeść normalny obiad za mniej, niż 1000 ft.

15:00
To jest straszne .... Siedzę na dziedzińcu kolegium, jest tam gimnazium i uczelnia wyższa, młodych ludzi sporo, normalna sprawa. Przechodzi dwóch koło mnie, spojrzeli na mnie, chwila wahania i ...... "dzień dobry" do mnie, oczywiście po węgiersku. Po kilku minutach sytuacja się powtarza, tym razem trzy dziewczyny. Już mi dawno mówiono, że jak spojrzę znad okularów, to od razu wiadomo, kto ja jestem :) To jest na prawde straszne.
Za obiad zapłaciłem 690 ft, czyli mniej niż 10 zł. Zupa kalafiorowa (chyba z sokiem cytrynowym), kawałek smażonego schabu z ryżem i wszystko smaczne.

Dzisiejsze fotki.

niedziela, 15 września 2013

Dalej Słowacja

Śniadanie w kamperze, kawusia i internet w McD :)
W nocy trochę padało, teraz tylko pochmurno i trochę wieje.
Plan na dzisiaj to 35 km do Koszyc, po drodze jest trochę cachy, więc trudno powiedzieć kiedy tam dojadę. Połażę po starówce, powspominam.
Moja włóczęga po różnych krajach tam się zaczęła wiele lat temu, gdy wysłałem właśnie z Koszyc zaproszenie do siebie, co pozwalało w tamtych, szalonych czasach "kupić" korony i później wyjechać do Czechosłowacji.
Na wieczór planuję dojechać do Sarospatak (CK dezerterów już tam nie ma) i się trochę pomoczyć. Ciągle mam nadzieję na trochę lepszą pogodę.

16:30 Koszyce
Jak przystało na Europejską Stolicę Kultury 2013 miasto odmalowane i wysprzątane. Tutaj języka rosyjskiego jakoś nie słychać, oprócz słowackiego głównie węgierski. Dużo polaków spotkałem, jest też trochę ukrainców.
Cyganie ciągle są tutaj problemem. Ledwie wysiadłem z kampera, od razu dwóch chciało coś ode mnie wyżebrać. Później też mnie różni zaczepiali, i w moim wieku i dzieciaki. Lubie i szanuję cyganów, ale ci tutaj, w swojej masie, robią bardzo złe wrażenie.
Jadę dalej, do Sarospatak, dzisiejsza noc w centrum (znam miejsce z internetem) a jutro na camping i do basenu.

19:30 Sarospatak
Pensjonat przy głównej ulicy zmienił ustawienia routera, już nie ma wolnego dostępu. Pochodziłem chwilę i znalazlem inne miejsc, nawet spokojniejsze, parking pod blokiem i dość silny sygnał WiFi. Latarnie już się palą, więc ... standard :)

Dzisiejsze fotki.

sobota, 14 września 2013

Svidnik

8:30
Pogoda się poprawiła, widać niebieskie niebo, oby tak dalej.
Dzisiaj Svidnik, miasto które dotychczas tylko mijałem, czasami robiło się tutaj ostatnie zakupy. Doczytałem wczoraj, że nie tylko mają tutaj gorące źródło, ale otworzyli niedawno camp dla gości kąpieliska.
Dodatkowo dzisiaj specjalna impreza w mieście - air show.


19:30 Presov
W Svidniku zatrzymałem się najpierw w centrum, koło malowniczej cerkwi. Na parkingu obok stało zaparkowane auto z serbską rejestracją, którą od razu pstryknąłem. Po chwili podszedł do mnie człowiek i się pyta, z jakiego powodu fotografuje jego samochód. Dogadaliśmy się dość szybko, on mówił serbo-słowackim ja polsko-słowackim więc z komunikacją nie było problemu.
Okazało się, że to artysta, maluje właśnie freski w tej cerkwi. Zaprosił mnie do środka i mogłem je pooglądać. Robią duże wrażenie. Ikonostas, drewniany, zrobiony przez ludzi z Ukrainy, też jest śliczny.
Porozmawialiśmy o kamperach i w ramach rewanżu zaprosiłem go i pokazałem Mruczka.
Pojechałem później na kąpielisko Vodny Svet. Wszystko zamknięte na głucho, nie ma żadnej informacji, czy może ten ciepły basen w środku jest czynny, ale pewnie nie.
Po dłuższych poszukiwaniach udało mi się dojechać na lotnisko, ale z oglądania pokazów zrezygnowałem i pojechałem do Preszowa. Na nowym osiedlu jest McDonald i tutaj planuje nocleg. Centrum miasta ładnie odlizane, samochody wyrzucone, zostały tylko autobusy i trolejbusy. Połaziłem, zaliczyłem cztery cache, kupiłem Kofole i wróciłem zmęczony pod McD.


Dzisiejsze fotki.

piątek, 13 września 2013

Piątek, 13 września

8:00
Kiedyś lubiłem trzynastki, nawet je prowokowałem. Nie wyszedłem na tym dobrze. Ciekawe jak dzisiejsza piątkowa 13 się skończy.
Rano podłączyłem moje urządzenie rozruchowe i od pierwszego razu Mruczek odpalił. Warto było je wozić ze sobą dwa lata. Co ciekawsze, kontrolka na panelu od razu się zapaliła a podłączony miernik pokazuje napięcie na aku (w trakcie ładowania) ok 14. Chyba jednak alternator. W Biłgoraju, 4 km od mojego obecnego miejsca, jest Auto Centrum, w opisie chwalą się, że naprawiają rozruszniki i alternatory więc może będą umieli mi pomóc.

12:00
Pan elektryk wysłuchał moich opowieści, zmierzył napięcia i stwierdził, że chce jeszcze sprawdzić gęstość elektrolitu. Otworzył akumulator i okazało się, że nie na co mierzyć. Dwie cele całkiem suche, w pozostałych mizerne resztki na dnie. Decyzja była oczywista - nowy akumulator.
Są akumulatory kwasowe, żelowe, ja z Mruczkiem wynalazłem akumulator powietrzny :)
Zastanawiające jest tylko to, że na wiosnę "fachowiec" sprawdzał akumulator i stwierdził, że wszystko jest OK.

18:30
Po wczorajszych i dzisiejszych przygodach z prądem chciałem dzisiaj jeszcze na spokojnie poobserwować nowy akumulator, więc zatrzymałem się w Rzeszowie, połaziłem trochę po centrum, pooglądałem zamek, w którym teraz jest sąd.
Nocleg w kolejnym znanym już miejscu, czyli stacja paliw w Równem przed Duklą.


Dzisiejsze fotki.

czwartek, 12 września 2013

Na południe, ale z problemami

Oba spotkania za mną, oba chyba pozytywne, można więc jechać. Spakowałem się i w drogę. W planie Słowacja, na krótko, tylko Presov i Koszyce a później Węgry i różne termy.
Od samego początku znowu coś z ładowaniem lub samym akumulatorem. Kontrolka na panelu zaświeciła się tylko raz, na postoju, ale po chwili, jak właczył się wiatrak - zgasła i już jej dzisiaj nie widziałem. Miałem dość różnych prowizorek, więc skleciłem własny miernik podłaczany do gniazdka zapalniczki i w ten sposób mogłem w czasie jazdy, w sposób ciągły monitorować napięcie akumulatora. Nie wygląda to ładnie. Jadąc czyli cały czas z włączonymi światłami, napięcie wahało się między 12,4 a 13,0. Przy wyłączonym silniku miałem ok 12,5 ale po przekręceniu kluczyka, czyli włączeniu zapłonu już tylko 11,6 czyli ewidentnie niedoładowany akumulator.
Dojechałam na stację benzynową tuż przed Biłgorajem (nocowałem tutaj w zeszłym roku), zaparkowałem, zjadlem w barze smaczne flaczki i chciałem teraz odpalić silnik i troche podładować akumulator przed nocą a tu ZONK. Kontrolki gasną, rozrusznik tylko mruknął i ...... cisza. Nie będę teraz, po nocy walczył, rano zaobaczę czy uda mi się odpalić samemu czy potrzebna będzie jakaś pomoc. Mam "urządzenie rozruchowe" czyli zapasowy akumulator w specjalnej obudowie z różnymi dodatkowymi bajerami - może wreszcie się przyda. W najgorszym przypadku jakoś podjadę do Biłgoraja (tylko 4 km), kupię nowy aku i zamontuję. Ten obecny mam już ponad 3 lata więc miał prawo skończyć żywot. Oby tylko na akumulatorze się skończyło.



Dzisiejsze fotki.

poniedziałek, 2 września 2013

Powrót

Rano nawet było trochę słońca, ale obejrzałem mapy satelitarne, posłuchałem prognoz i zacząłem się zbierać. Ledwie wyjechałem z campingu, zaczęło padać. Teraz w Augustowie pod Kauflandem, jem śniadanko.
W czwartek mam spotkanie, później 11 kolejne. Może "między" gdzieś wyskoczę ale to zależy od pogody. Za to po 11 chciałbym zniknąć na dłużej, na południe.


Dzisiejsze fotki.

niedziela, 1 września 2013

Niedziela nad Serwami.

Wczoraj wieczorem padało, w nocy też ale dzisiaj, w ciągu dnia wypogodziło się trochę, nawet momentami było słonecznie. Wybrałem się na rowerze na mały rekonesans, tym razem w drugą stronę jeziora, do głównej szosy. Powoli widać już zbliżającą się jesień, pojedyncze żółte liście na drzewach, jakaś taka cisza, spokój, jak to zwykle w takich miejscach jest na początki września.
Na obiad postanowiłem zgrilować to co jeszcze zostało. Walczyłem z wiatrem, który co chwila podwiewał z innej strony, skończyło się na tym, że  kuchenkę wniosłem do kampera i dokończyłem grilowanie w środku.


Oprócz mnie, tutaj, na campingu były jeszcze dwie rodzinki z Warszawy i na weekend dojechała rodzinka pana z wypożyczalni sprzętu pływającego. Po południu wszyscy wyjechali o zostałem sam z kaczkami.



Dzisiejsze fotki.