Dzień bez kampera jest dniem straconym :)
Pogoda śliczna, praktycznie upał, stwierdziłem, że nie ma sensu siedzieć w czterech ścianach. Postanowiłem więc wyskoczyć chociaż na chwilę gdzieś poza miasto - wybór padł na Supraśl, uzdrowisko pod Białymstokiem. Po drodze zatrzymałem się na chwilę przy sklepie z używanymi rzeczami z Holandii, nazywanym popularnie "Wiatraki". Kupiłem sobie fajną koszulę z krótkimi rękawami i dużymi kieszeniami :) Do tego trzy różne worki - w sam raz na skarpety, bieliznę itp do kampera (już mnie zaczęły denerwować te reklamówki w jakie to pakowałem). Jako, że trafiłem na okresową przecenę, za wszystko zapłaciłem 5 zł :)
Supraśl wygląda coraz ładniej, nie tylko z powodu świeżej, wiosennej zieleni ale pracy włożonej w uporządkowanie terenu. Monastyr już z zewnątrz cały odnowiony, pomalowany, bulwary nas rzeką wyglądają ślicznie ale niestety, komary już tez grasują. W planie miałem jakiś obiad ale w restauracji w centrum, koło Liceum Plastycznego - przeciętny obiad (zupa + drugie) - 30 zł. W Łukaszówce - podobnie. Ciekawe, że w Czechach, w kilku miastach, jadałem obiady (zupa + drugie+ Kofola) w cenie ok 100-120 koron (czyli jakieś 20 zł, raz zaszalałem i zapłaciłem 145 koron - ale to i tak mniej niż w małym miasteczku jakim jest Supraśl. Komary i skąpstwo - zwyciężyło - na późny obiad wróciłem do domu :)
Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok. 40 km. Mapka trasy