czwartek, 31 października 2013

Wrocław

Rano przeniosłem się na Borowską, na parking koło aquaparku. Okazało się, że informacja z intetnetu (na ich oficjalej stronie) nijak się ma do rzeczywistości. Inne godziny otwarcia, inny cennik. Ale się wykąpałem i trochę pomoczyłem.
Cały dzień testowałem rower miejski. Mają go wprowadzić w Białymstoku, więc trzeba sprawdzić to w praktyce. Wrażenia mam mieszane. Z jednej strony fajnie, bo mogę podjechać gdzieś w miarę szybko i za darmo, ale każdy z 9 rowerów jakimi dzisiaj jeździłem miał jakieś niedociągnięcie. Serwis działa nędznie.
Na zakończenie dnia pooglądałem ludzi uczestniczących w 3 paradzie na Helloween (nowa, świecka tradycja). Dwoma rowerkami wróciłem do kampera.


Dzisiejsze fotki.

środa, 30 października 2013

Dolny Śląsk

Jako że z Kudowy do Wrocławia niedaleko (ok 130 km) postanowiłem po drodze odwiedzić stare kąty.
Zacząłem od Dusznik. Cicho, pusto, szykują się już do sezonu zimowego. Pochodziłem trochę po parku zdrojowym i dalej w drogę.
W Kłodzku zatrzymałem się na parkingu pod samą twierdzą. Miasto podniosło się już po powodzi z 1997 roku, odmalowane domy, przerobione wybrzeże w okolicach mostu. Nie byłem tu od czasów studenckich i nie ma porównania stan obecny z tym co było wtedy.
Pochodziłem po starówce, zaliczyłem trasę podziemną i po krótkom odpoczynku poszedłem zwiedzać twierdzę.
Na wieczór dojechałem do Wrocławia. Pierwsza wizyta na cm. przy Bujwida i na nocleg przejechałem w sprawdzone miejsce, brama wjazdowa na Stadion Olimpijski.


Dzisiejsze fotki.

wtorek, 29 października 2013

Już w kraju

Mój jesienny wyjazd powoli się kończy. Jestem już w kraju, stoję na stacji BP w Kudowie, ale do Białegostoku dotrę dopiero w przyszłym tygodniu.
Jihlava to kolejne, sympatyczne czeskie miasto z dobrze zachowanymi murami obronnymi. Teraz zostały one zamienione w teren spacerowy, pilnowany i zamykany na noc. W centrum duży plac pełniący rolę rynku. Jego nastrój psuje budynek wzniesiony w czasach socjalistycznej Czechosłowacji. Do dzisiaj mieści się w nim PRIOR.
Pochodziłem, pooglądałem a jak zacząłem się zbierać do wyjazdu, zaczęło padać. W moim ulubionym Hradec Kralove, zjadłem obiad, tradycyjnie już w restauracji pod czarnym koniem i do Kudowy na nocleg.

Dzisiejsze fotki.

poniedziałek, 28 października 2013

Przez Austrię do Czech

Rano pożegnałem się z Węgrami mając nadzieję, że w przyszłym roku znowu tam zawitam. Przez Austrię, tak jak prowadziła Jadzia, do Znojma, w tum koszmarnym parku rozrywki na samej granicy zjadłem obiad. Niestety, czeskich knedlików nie było, był tylko austryjacki, smaczny ale to nie to. Kofoli tam nigdy nie mieli, więc Cocacola. Na dodatek okazało się, że im wczoraj padła sieć, więc i WiFi nie działało. Za to podnieśli ceny, za gulasz z knedlikiem i kolą zapłaciłem 265 Kc - straszne.
Dojechałem do Jihlavy zgodnie z planem, stoję na parkingu w samym centrum. Na przeciwko McD i mam nawet sygnał w kamperze. Trochę pochodziłem po centrum, reszta spaceru jutro rano. Parking płatny od 7 do 18 (30 Kc za godzinę), więc noc za darmo.

Dzisiejsze fotki.

niedziela, 27 października 2013

Pożegnanie z Madziarami

Rano zajrzałem na jarmark, ale część stoisk zniknęła jeszcze wczoraj wieczorem, następne zwijały się od rana, działały już tylko niektóre. Spotkałem trzeciego Polska handlującego na jarmarku, po rzeźbiarzu i wytwórcy kapci, dzisiaj był właściciel stoiska ze zniczami.
Dzisiaj była zmiana czasu, więc basen był dostępny dopiero od 11 starego czasu, popluskałem się na zapas - następne porządne mycie dopiero w Mszczonowie.
Wyjechałem ok 13, za dwie noce, z prądem, kąpielami i (niby) WiFi zapłaciłem 19,70€, więc całkiem przyzwoicie. Dzisiejsza trasa niewielka ok. 80 km z dłuższym postojem w Gyor. Wiele razy przejeżdżałem przez to miasto, ale nigdy nie byłem w centrum, a warto. Zwłaszcza teraz, gdy starówkę kończą odnawiać, porobiono same ciągi piesze więc można się snuć po centrum. Z zaparkowaniem jest problem, nawet dzisiaj, w niedziele musiałem długo szukać miejsca, ale się udało.
Na noc dojechałem do Mosonmagyarovar, znane i sprawdzone miejsce pod McD. Jutro, trochę przez Austrię, do braci Czechów. Do Jihlavy. W rynku jest duży parking, obok McD więc nie powinno być problemów z noclegiem.


Dzisiejsze fotki.

sobota, 26 października 2013

Komarno/Komarom, dzień 2

Burczok i medowina to niebezpieczna mieszanka. Dawno mi tak nie szumiało w głowie, jak wczoraj wieczorem.
Na campingu ma być WiFi, sygnał jest, komputer czy tablet łączą się, routing działa, DNS też działa prawidłowo, ale nie mogę otworzyć żadnej strony. Działa gg, tylko na telefonie, i tylko czasami. Na szczęście niedaleko, pod ratuszem, jest FREE WiFi ZONE. Wypracowałem już sobie metodę, piszę tekst w kamperku a w rynku tylko wrzucam do sieci.
Zapowiada się kolejny, słoneczny i gorący dzień. Wczoraj, gdyby nie chłodny wiatr, byłoby wręcz upalnie i jeździłem dahonkiem w samej koszulce bawełnianej. Dzisiaj pewnie wybiorę się na 2 kółkach na drugą stronę Dunaju.


Dzisiejsze fotki.

piątek, 25 października 2013

Komarno/Komarom

Komarno (słowackie) i Komarom (madziarskie), w sumie jedno miasto, jak Cieszyn. Na campingu niby jest WiFi, ale z nikim nie mogę się połączyć.
Do przyjazdu tutaj skusił mnie:
Každý jarmok má svoje čaro. K Ondrejskému jarmoku neodmysliteľne patrí vôňa vareného vína, medoviny, čerstvo pečenej klobásy či pečienky a samozrejme rôznorodý jarmočný tovar v stánkoch. Okrem jarmočných predajcov v uličke remeselníkov nájdete tradičných remeselníkov, ktorí budú ponúkať svoje vlastné výrobky prípadne Vám predvedú svoju zručnosť.
Ondrejský jarmok sa uskutoční v termíne 25. – 27. októbra 2013. Mesto Komárno srdečne očakáva predajcov aj návštevníkov tohto podujatia.


Tak ładnie się reklamują, że postanowiłem tutaj przyjechać.


Dzisiejsze fotki.

czwartek, 24 października 2013

Viszontlátásra Csokonyavisonta

10:45
Powoli się pakuję, trzeba pościągać ochraniacze na okna, zwinąć i wysuszyć podłogę przed kamperem i wiele innych prac, więc trochę to trwa.
Plan na dzisiaj - Siofok, trochę po nim połażę znowu a na noc chce zajechać do znanego mi już miejsca na stacji benzynowej koło Polgard. Na miejscu i knajpka, toalety i dostępne WiFi :)

19:30 Balaton o tej porze roku ma swój niepowtarzalny urok, kolorowe, jesienne liście i pustka, cisza, praktycznie zero turystów. Prawie wszystkie pizzerie, gyrosy, lodziarnie, piwiarnie pozamykane na głucho. Połaziłem trochę po Siofok, pooglądałem wieżę ciśnień, którą w zeszłym roku odremontowali, przerobili. Można windą wjechać na górę i podziwiać widoki. Nie skorzystałem, na przeciwko, w pasażu handlowym, na 2 piętrze jest bar i jeść można na tarasie mając podobne widoki.
Na węgierskiej ropie jeździ się inaczej, po raz kolejny to stwierdzam. Przejechałem od poprzedniego tankowania dokładnie 700 km i teraz do baku weszło równo 60 litrów. Tankowałem na stacji w Polgardi, tutaj też zostaję na nocleg. Jutro zaledwie 100 km do Komarna/Komarom.


Dzisiejsze fotki.

środa, 23 października 2013

Csokonyavisonta, dzień 8

Druga połowa października a pogoda jak w lecie. Bezchmurne niebo, a na termometrze w porywach było nawet 25 stopni. Przy takiej temperaturze woda termalna, zwłaszcza taka jak tutaj czyli ok 38 stopni, to nie jest najlepszy pomysł. W budynku dzisiaj tylko jakieś niedogrzane jednostki, cała reszta pod wiatą, gdzie wiatr trochę pomagał.
Posprzątałem dzisiaj trochę Mruczka, wytrzepałem dywaniki z piasku jeszcze z Gdańska, przetarłem na mokro podłogę - wygląda elegancko :)
Jutro po kąpielach i śniadaniu - w drogę, trzeba się wreszcie ruszyć.



Dzisiejsze fotki.

wtorek, 22 października 2013

Csokonyavisonta, dzień 7

10:30
Pogoda dzisiaj prześliczna, nie wieje, słońce świeci, zaraz się wybieram na rower.
Kamperek o którym pisałem wczoraj - dzisiaj wygląda następująco:


Czekałem ze zdjęciem aż właściciele pójdą się pluskać.

14:00
Pogoda się popsuła, więc szybciej wróciłem niż planowałem. Grzeje sobie w kamperku na obiad zúzapörkölt, czyli gulasz z żołądków drobiowych a tu do środka pcha mi się panienka :)


Żywa reklama węgierskiej żywności :)


Dzisiejsze fotki.

poniedziałek, 21 października 2013

Csokonyavisonta, dzień 6

Wiało wczoraj mocno, wiało i nawiało. W nocy  padało a dzisiaj cały dzień więcej chmur  niż błękitnego nieba.
Udało mi się dzisiaj spotkać z panią Zuza, szefową campingu i już zapłaciłem za pobyt.Zaskoczyła mnie bardzo, bo przywitała mnie moim nazwiskiem :)  Nie tylko pamięta twarz (lub kampera) ale i zapamiętała nazwisko. W ogóle sporo "znajomych" tutaj spotkałem, osób, które co roku pojawiają się w Csokonyavisonta. teraz na przykład, na przeciwko mnie stoi ten kamperek a Austrii:


A zdjęcie było robione w 2010 roku czyli trzy lata temu :)



Dzisiejsze fotki.

niedziela, 20 października 2013

Csokonyavisonta, dzień 5

11:00
Już po porannych kąpielach, po śniadaniu. Słońce od rana piękne. A mnie naszły takie przemyślenia, że madziarzy swój kraj podziurkowali jak ser szwajcarski, gdzie się człowiek nie obejrzy, to termy i termy.
Tutaj w Csokonyavisonta są ale w Barcs, niecałe 20 km na południe - też jest Barcsi Gyógyfürdő és Rekreációs Központz woda do 40 stopni.
Następne ok 10 km na zachod od Csokonyavisonta, w Babócs.
Na północ ok 20 km od Csokonyavisonta, Nagyatad są nawet dwa takie obiekty - jeden basen letni, na obrzeżach miasteczka, drugi, typowo leczniczy, w samym centrum, w ładnym parku - Nagyatádi Termál- és Gyógyfürdő.
Na wschód od Csokonyavisonta, ok 40 km drogą w mieście Szigetvár następne termy - Szigetvári Gyógyfürdő.
Sądzę, że gdyby lepiej poszukać znalazłoby się jeszcze kilka takich miejsc w promieniu 50 km od Csokonyavisonta. Podobnie jest w rejonie Debreczyna czy Egeru, chyba co miasteczko to termy, więc jest w czym wybierać.
Można sobie pooglądać/poczytać o tych termach, SPA, hotelach itp  na tej stronie


Dzisiejsze fotki.

sobota, 19 października 2013

Csokonyavisonta, dzień 4

Słońce, termy - cóż więcej można pisać.
Dzisiaj dla odmiany poszedłem na obiad do pobliskiej, znanej mi z poprzednich lat knajpki. Cigánypecsenye z grzebieniem z boczku i obficie posypany świeżym czosnkiem, smakowało jak zawsze wspaniale. Do tego kieliszek czerwonego wytrawnego winka - echhhhh :) I to wszystko za niecałe 2 tys ft.



Dzisiejsze fotki.

piątek, 18 października 2013

Csokonyavisonta, dzień 3

8:20
Ciekawa zbieżność, dokładnie rok temu wylałem herbatę na komputer i straciłem klawiaturę. Dzisiaj przestał mi działać dźwięk w Toshibie. Czyżby 18 października był feralnym dniem komputera ? :)
Nic to - jak mawiał Pan Michał - zaraz idę się moczyć a później zrobię jajecznicę i pewnie na rowerek. Trzeba korzystać z ostatnich  słonecznych dni.

15:00
Pokręciłem się trochę na rowerku po osiedlu domków letniskowych wokół kąpieliska. Później pojechałem do sklepu w centrum po bułki i pomidory. Winogrona niestety już się skończyły, ale można je mieć w postaci płynnej :) Obiadek na trawie, koło kamperka (gulasz z puszki, ryz jeszcze z Polski i pomidory oraz płynne winogrona na deser. Pogoda ...... wspaniała. Gdyby nie ten chłodny wiaterek, można by powiedzieć, że wręcz upalna. prognozo na kilka najbliższych dni są podobne.
Przyjechało dzisiaj kilka ekip madziarskich, ale chyba nie jest to taki zlot, jaki był rok temu. Po prostu - korzystają na weekend z pięknej pogody.
Tutejsze cztery koty snują się między kamperami  i sprawdzają gdzie maja dla nich jakieś smakołyki. Rano, gdy moczyłem się przed śniadaniem w basenie, buras łaził od ławki do ławki i obwąchiwał co ciekawego ludzie maja w reklamówkach. Chyba nic nie znalazł, bo machnął ogonem i poszedł dalej.

15:30
A jednak. Przeszedłem się trochę po campingu i widzę, że lokalny klub campingowy wywiesił swoja flagę, więc szukam w sieci i znalazłem, tym razem na fb, informacje o ich spotkaniu tutaj, w Csokonyavisonta.

Ustawili się ładnie w kółeczko, w drugiej części campingu, pewnie podobnie, jak rok temu, na zakończenie  będą sztuczne ognie. Impreza planowana aż do 23 bo tego dnia jest Święto Narodowe (Nemzeti ünnep) - Dzień Republiki, obchodzony uroczyście od 1989r. w celu upamiętnienia wybuchu rewolucji 1956r.
Program maja bardzo ciekawy: pływanie, przyjaznye rozmowy, wino i opcjonalna wycieczka
Z innych ciekawostek - przyczepka z wrocławską tablicą rejestracyjną stoi nadal. Widać, że nie była używana, nie była ruszana.



Dzisiejsze fotki.

czwartek, 17 października 2013

Csokonyavisonta, dzień 2

11:00
Wieczorem i w nocy wiało bardzo mocno. Zwinąłem markizę, żeby Mruczek nie zamienił się w żaglówkę. Teraz jeszcze trochę wieje, ale o wiele słabiej. Słońce świeci ale wiatr chłodny.
Plan dnia tradycyjny - rano było moczenie się, dzisiaj na zewnątrz, pod wiatą, później śniadanie, małe sprzątanie a teraz wybieram się na dahonku do "centrum" - ok 4 km w jedna stronę.



Dzisiejsze fotki.

środa, 16 października 2013

Csokonyavisonta, dzień 1

13:00
Ech ten zapaszek ropy naftowej :) Tak tutaj pachnie woda termalna.
Dzień zaczął się tradycyjnie - pluskaniem. Na basen trzeba było iść z parasolem, bo nieźle padało. Później śniadanie, mały spacerek do sklepu, znowu basen.
Pogoda się zmieniła, zgodnie z ostrzeżeniami - zaczęło mocno wiać, chmury wywiało. Szykuję sobie obiad w kamperze, później przed 18 jeszcze jedna tura moczenia się i kolacja.

17:00
Łażąc dzisiaj trochę po okolicy doszedłem do wniosku, że tutaj czas się zatrzymał.Wszystko wygląda tak jak wyglądało 1,2 czy 3 lata temu. Pewnie i rozkład jazdy autobusów jest taki sam :)
Chociaż nie, jedna rzecz się zmieniła. Jeszcze rok temu, by mieć internet w kamperze, trzeba było się dobrze ustawić i  był tylko jeden punkt dostępowy furdo. Teraz takich punktów jest już 4, sygnał mam bardzo dobry, nawet przy zasłoniętych oknach materiałem metalizowanym. Dzisiaj  w budynku, tam gdzie jest basen z ciepłą wodą, na ławce siedziała kobieta, w ręczniku i z tabletem w ręce. Trzeba się rozglądać za tabletem wodoodpornym - wtedy będzie można siedzieć w basenie  i mieć dostęp do internetu  (kompletna paranoja :) )
Od rana  rozglądałem się za panią Zuzą, szefową campingu, pojawiła się około 14. Uśmiechnęła się na mój widok (już w zeszłym roku mnie poznawała jako stałego bywalca), pomachaliśmy sobie i powiedziała, że formalności będziemy załatwiać jutro. I to tez mi się na tutejszym campingu podoba - wierzą ludziom. Przyjechałem wieczorem, ustawiłem się, podłączyłem do prądu, moczę się od rana i nikt mnie nie goni, nie pilnuje, nie sprawdza - jak na kilku innych campingach bywało. Ja to tłumaczę tym, że najbardziej sprawdzają i pilnują tam gdzie Polacy często bywają (chociaż Hajduboszormeny  burzy te teorię) a tutaj trudno spotkać polskiego kamperka. Jak jestem tutaj już po raz piąty - tylko raz i to na jedna noc, zawitał kamper z literkami PL i tylko na jedna noc. 



Dzisiejsze fotki.

wtorek, 15 października 2013

Na zachód

Kolejny słoneczny ale wietrzy dzień. W ciągu dnia temperatura dochodziła do 26 stopni  - sama przyjemność.
Przez Mohacs, gdzie trzeba było przeprawić się promem na druga stronę Dunaju do Peczu. Tutaj dwugodzinny postój, spacer po uroczej starówce i dalej w drogę w moje ulubione miejsce, czyli na termy gdzie woda śmierdzi ropa naftową ale bardzo dobrze na mnie działa., czyli Csokonyavisonta. Tutaj posiedzę co najmniej tydzień, więc następne wpisy będą dość monotonne.



Dzisiejsze fotki.

poniedziałek, 14 października 2013

Dalej, w drogę

9:00
Pół nocy walczyłem z bzykaczami. Nie tylko małe muszki się pojawiły wraz z ciepłym, powietrzem, komary też postanowiły pożerować na mnie. Za to na campingu już zima w pełni, wody na placu nie ma, wyłączyli, krany pootwierali, wyjadę chyba bez dolania wody bo nosić w konewce, z kuchni, nie mam ochoty.
Plan na dzisiaj: przez Szolnok i Kecskemet do Kiskunmajsa, gdzie jest camping i oczywiście termy. Miejsce to mocno zachwalali rodacy których spotkałem w Hajduboszormeny. Zobaczymy jak tam jest. Najwyżej przeniosę się kilka kilometrów dalej, do Kiskunhalas, na camping z termami, na  którym byłem w zeszłym roku.

19:00
Śliczną pogodę mam dzisiaj, można powiedzieć, że wreszcie "węgierską" - w Kecskemecie , o 14 termometr pokazywał nawet 27 stopni. Tutaj, w Kiskunmajsa, o 18 było już tylko 20.
Camping ładny, duży, kąpielisko widać że niedawno odremontowane. Wyobrażam sobie, co tutaj się dzieje w sezonie, jakie dzikie tłumy tu krążą. Liczą tutaj inaczej niż na innych termach, w opłacie za camping nie ma wejścia na termy - tam trzeba kupować bilet osobno.
Cena, jak się policzy wszystko razem - mniej więcej taka jak na  innych obiektach - gdybym siedział tutaj kilka dni, to za każdy zapłaciłbym niecałe 4 tys forintów.



Dzisiejsze fotki.

niedziela, 13 października 2013

Tiszafüred, niedziela

12:00
I skończyła się słoneczna pogoda, w nocy padało a teraz jest dalej ciepło ale pochmurno  i duszno.
Rano śniadanie, basen, zakupy i karmienie czarnego kota. Podszedł do mnie tubylec, mniej więcej w moim wieku i pogadaliśmy sobie. On oczywiście tylko po węgiersku ale i tak się rozumieliśmy, Tłumaczył mi, że en kot tutaj mieszka i że wszyscy go dokarmiają. Zresztą, jak kocisko skończyło moje jedzenie, podszedł inny facet, też z siwa głową i poczęstował kota kolejna porcją. Widać po futrze, że kocisko ma się dobrze.
Następny punkt programu dziennego, to "specjalistyczna gimnastyka" czyli zbieranie orzechów. Żeby zebrać ponad 100 trzeba wykonać kilkadziesiąt skłonów czy przysiadów - świetna gimnastyka na kręgosłup :)
Orzechów mam chyba ze trzy razy więcej niż zebrałem w zeszłym roku, dzisiaj po  nocnym deszczu przyniosłem całą reklamówkę.



Dzisiejsze fotki.

sobota, 12 października 2013

Tiszafüred, sobota

Zrobiło się ciepło, prawie upalnie. W ciągu dnia termometr pokazywał nawet 24 stopnie. Po porannym basenie i śniadaniu wybrałem się na wycieczkę nad Tisze. Niestety, pojawiło się dużo małych muszek. Niby nie gryzą ale jazda na rowerze w chmurze tych owadów jest bardzo nieprzyjemne. Nie dość, że przyczepiają się do ciała i ubrania (co widać na zdjęciach) ale ciągle wpadają do oczu, nosa, ust - straszne. Wypadałoby chyba jeździć w masce.



Dzisiejsze fotki.

piątek, 11 października 2013

Tiszafüred, piątek

10:00
Trochę powiało, chmury rozgoniło, w słońcu od razu wszystko wygląda ładniej i weselej. Dodatkowo wiatr pozrzucał sporo orzechów. Poranny spacer pod drzewami i nazbierałem koło 150. Dobrze ze zapobiegliwie zabrałem ze sobą torbę, inaczej musiałbym się wracać do kampera. W sumie mam już nazbierane jedną, pełna reklamówkę orzechów, będzie co łuskać przez zimę :)

20:00
Kilka dni temu w nocy bywały temperatury ujemne, teraz, już po zachodzie słońca termometr pokazuje +20. Wygląda na to, że taka pogoda utrzyma się jeszcze kilka dni.
Dzięki wiatrowi, mimo tego że nie jestem tutaj jedynym zbierającym orzechy - udało mi się dzisiaj sporo nazbierać: 150 rano, w południe ponad 100 i po południu kolejna 100. A na drzewach jeszcze sporo wisi.



Dzisiejsze fotki.

czwartek, 10 października 2013

Tiszafüred, mokry czwartek

12:00
Całą noc padało, teraz jakby trochę przestało. Wczoraj dojechały trzy nowe kamperki ale widać pogoda ich wystraszyła - dwa odjechały, z samego rana.
Taka pogoda ma swoje plusy: po pierwsze - na basenie pusto, dzisiaj przed południem moczyłem się sam. Mogłem spokojnie obserwować ciemny osad przesuwający się po dnie, słuchać bulgotanie z rur, którymi ciągle dopływa gorąca woda (efekty podobne jak w Csokonyavisonta). Poza tym, po nocnym deszczu pod drzewami dużo orzechów włoskich - deszcz je zrzucił a zbieraczy widać nie było. Spacer na basen  i mam kolejnych 55 orzechów (dwie pełne kieszenie szlafroka).
Za chwilę wybieram się do miasta na obiad i kolejną porcję winogron.




Dzisiejsze fotki.

środa, 9 października 2013

Tiszafüred, środa

10:30
Jak przyjechałem tutaj, na camping, koło mnie stały dwa kamperki i przyczepka. Wszyscy oczywiście to Niemcy. Kamperki już wyjechały, dzisiaj pakuje się sąsiad. Dwa inne niemieckie kamperki tez dzisiaj rano odjechały. Jak tak dalej pójdzie, to za dwa dni  będę jedynym lokatorem na campingu :)
Słońce nawet się pokazało na niebie ale na razie chłodno, termometr (przy ścianie kampera) pokazuje 12 stopni ale pewnie jest mniej. Wybieram się dzisiaj na druga stronę Tiszy, do Porosslo. Jak mi zabraknie sił iu ochoty - mogę wrócić pociągiem (całe 10 km), pociągi jeżdżą co dwie godziny.

21:00
Niesamowicie wygląda przyroda po pierwszych przymrozkach. Tam gdzie przeszła fala zimnego powietrza liście pożółkły, reszta nadal  jest zielona. Poza tym część drzew  pozmieniała kolor liści na czerwony czy wręcz ciemno wiśniowy. Trasa przez zalew Tiszy daje możliwość takich pieknych widoków - szkoda ze dzisiaj było pochmurno, w słońcu wszystko wyglądałoby jeszcze piękniej.
W Poroszlo byłem niezbyt długo - deszcz mnie wypłoszył i wróciłem pociągiem, za 250 ft (za rower znowu nikt nie chciał od mnie zapłaty).


Dzisiejsze fotki.

wtorek, 8 października 2013

Tiszafüred, wtorek

11:00
Pogoda już nie taka słoneczna jak wczoraj, chmury, wiaterek i zimno.
Jako że restauracja na campingu jest już zamknięta, planuję spenetrować dzisiaj lokal w  centrum o dumnej nazwie NEMZETI ÉTTEREM. Mają dzienne menu w rozsądnej cenie 700 ft.
Internet to potęga :)

16:30
Obiad smaczny - rosół z makaronem, gulasz z kluseczkami i marynowanymi warzywami. Na deser oczywiście kupiłem sobie większa ilość winogron.
Pogoda się poprawiła, już tak nie wieje, mniej chmur na niebie, więc się trochę pokręciłem na dahonku po mieście.


Dzisiejsze fotki.

poniedziałek, 7 października 2013

Tiszafüred

Ładny, słoneczny dzień za mną ale chociaż słońce świeciło jak latem, to chłodne powietrze dawało o sobie znać, nawet przy niezbyt szybkiej jeździe na rowerze. Rano małe zakupy, śniadanie, basen a później na rowerze spenetrowałem trochę  wał przeciwpowodziowy nad Cisa.
Restauracja na campingu już nie działa więc obiad zjadłem w kamperze - puszkowe leczo z kiełbaską i ryżem.Później kolejna wyprawa nad Cisę i wieczorne moczenie w basenie.
Trzeba będzie kiedyś tutaj przyjechać jak jeszcze te wszystkie lokaliki i knajpki będą otwarte.



Dzisiejsze fotki.

niedziela, 6 października 2013

Tisza czyli Cisa

Niedzielny program artystyczny w Tokaju miał się zacząć o 14 (kiedyś trzeba odespać) więc pojechałem dalej. Camping w Tokaju - jak w zeszłym roku - nic ciekawego, brak WiFi za to cenę podnieśli - teraz zapłaciłem 1200 za kampera, 900 za mnie i 1000 za prąd czyli w sumie 3100 ft. Zapowiadała sie kolejna mroźna noc (i taka była) więc wolałem mieć możliwość dogrzania się farelką.
Znowu przez Nyiregyhaza (tam jest bankomat UniCredit) dojechałem do Hortobagy czyli centrum Parku Narodowego - węgierskiej puszty. Na miejscu okazało się, że w ten weekend tutaj też był festyn, z pokazami końskimi - niestety, trafiłem na przysłowiowe gaszenie świec czyli wysłuchałem dumnego przemówienia i hymnu Węgier na zakończenie imprezy :)
Dojechałem do Tiszafured, ulokowałem się na campingu - za noc, z prądem, będę płacił po 33350 ft.
Basenik na wolnym powietrzu już bez wody, czynny tylko ten pod dachem. Pomoczyłem się i odpoczywam. Na jutro i wtorek zapowiadają słoneczną pogodę - w planie mam pojeździć dahonkiem nad zalewem.



Dzisiejsze fotki.

sobota, 5 października 2013

Tokaj, sobota

Tokaj
Dzisiaj od rana krążyłem po Tokaju, oglądałem stragany, ludzi, występy. Mam wrażenie, że na ulicy najwięcej było polaków. Chyba wracamy do miłej tradycji picia węgrzyna.
Sama parada była dość mizerna i trwała bardzo krótko. Sprawiała wrażenie imprezy zorganizowanej dla turystów a nie dla tubylców. Ale spacerując po ładnym miasteczku, w piękny słoneczny dzień z kieliszkiem dobrego wina w ręce wszystko będzie się podobało.
Za zdrowie znajomych i przyjaciół a na pohybel wrogom wypiłem do dna, więc dzisiejszy dzień będę wspominał miło.


Dzisiejsze fotki.

Tokaj, piątek

Tokaj 04.10.2013
Po porannych kąpielach i obiedzie wyjechałem do Tokaju. Dwie inne załogi też się tam wybierają, a kolejne dojadą w sobotę, na samą paradę.
W miasteczku cała główna ulica zastawiona budkami z winem, różnym jedzeniem i pamiątkami. Kupiłem za 1100 ft kieliszek i 4 talony, każdy wart po 100 ft. Za wino w budkach płaci się talonami, ale można też gotówką. Ceny za dl wina zaczynają się od 1 talonu czyli 100 ft, ale są też i takie po 18 talonów. W sklepie widziałem aszu w cenie 82 tys. ft za półlitrową butelkę.
Na początku deptaku jest hotel a w nim darmowe WiFi.
Pięknie to wszystko wygląda, zwłaszcza ten tłum ludzi z kieliszkami w dłoniach krążący po ulicy, a wśród nich chodzą uśmiechnięci policjanci i nikomu to nie przeszkadza.


Dzisiejsze fotki.

czwartek, 3 października 2013

Czwartek

Trochę słońca dzisiaj było ale i silny, lodowaty wiatr. Nie chciało mi się ruszać dalej, niż w okolice kąpieliska (restauracja, sklep).
Jutro kończę pobyt tutaj - wjeżdżając na camping sądziłem że to potrwa góra dwa dni a wyszło dwa tygodnie. bardzo ładny camping, jak na Castrum to w rozsądnej cenie, w zmywalni są nawet myjki i płyn do mycia naczyń, łazienki co dziennie sprzątane do czysta. W basenie fajna woda, dużo różnych urządzeń do masażu, prawie na miejscu restauracja ze smacznym i tanim jedzeniem - co więcej chcieć :)
Jutro po rannych kąpielach zbieram się, pewnie jeszcze tutaj zjem obiad i do Tokaju - na Święto Wina.
Madziarzy zrobili plakat po polsku:


ale jak widać ze skromna informacją, wersja węgierska jest o wiele bogatsza:

W Tokaju niestety nie będę miał dostępu do sieci (chyba że coś znajdę) więc pewnie tylko jakieś krótkie notki powysyłam - zdjęcia dośle później.


Dzisiejsze fotki.

środa, 2 października 2013

Środa

Pochmurno, wietrznie, trochę pada, prognozy pogody straszą przymrozkami w nocy - i to ma być jesień u Madziarów ? Dzisiaj rano było chłodniej niż w Białymstoku - straszne. Na szczęście prognozy pokazują, że za kilka dni temperatura się podniesie i może nawet będzie powyżej 20 stopni.


Dzisiejsze fotki.

wtorek, 1 października 2013

Pochmurny wtorek

Szaro, buro, nieciekawie. Do tego jeszcze wiatr dający odczucie jeszcze większego zimna. Chwilami nawet padało. W taka pogoda można tylko spać albo moczyć się w termach. Dzisiaj więc przesiedziałem w wodzie  łącznie ponad 4 godziny.


Dzisiejsze fotki.