niedziela, 7 października 2012

Belgrad

Camping wygląda przyzwoicie, gdyby jeszcze lepszy dojazd i oznakowanie po drodze . . . .
Dzisiaj w planie zwiedzanie stolicy Serbii, do centrum pojadę autobusem a później już na piechotę.
Walczę z Google maps (jest możliwość zapisania fragmentów do użytku off-line) ale na razie przegrywam te wojnę.


14:30
Z campingu na przystanek autobusu jest ponad kilometr przez pola, na szczęście asfaltem. Na campingu poinformowano mnie, że bilety kupi u kierowcy, więc spokojnie wsiadam i zaczynam rozmowę z kierowcą. On mi tylko macha rękami, mówi, że ok, że mam siadać i nic nie płacić. Trudno, siadam, ale 3 przystanki później wsiadają kontrolerzy. Zaczynam im tłumaczyć, że nie mam biletu, że chciałem kupić u kierowcy a oni każą mi siadać cicho i im nie przeszkadzać. I tak, legalnie, przejechałem za darmo. Wygląda na to, że przestawili się w całości na bilety elektroniczne i nie wiedzieli co zrobić z takim okazem, jak ja. W niedzielę chce kupić bilet :)
Połaziłem, zmęczyłem się trochę i na obiad zaszedłem do restauracji przy hotelu Belgrad, jak widać, jest też WiFi.



18:40
Pod Muzeum Narodowym był dzisiaj jarmark, niepełnsprawne dzieciaki wraz z rodzicami sprzedawały swoje wyroby. Nabyłem więc kolejnego kolegę dla Mruczka. Chcieli za niego 155 - zapłaciłem 200.


Co prawda nie jest to pluszak ale na pewno oryginalna, serbska robota.
Wracając na camping w autobusie trafiłem na tego samego kierowcę, więc znowu, z uśmiechem na twarzy mówię mu, że chcę kupić bilet, a on do mnie ...... 145 dinarów:) Jednak te przeliczniki trzeba mieć w głowie - to w sumie tylko 6 zł (za pół godziny jazdy). Okazało się, że drukarka sie zbuntowała i dostałem od pana taki bilet


Ciekawe, jakby kontrolerzy go potraktowali :)


Dzisiejsze fotki.