czwartek, 12 września 2013

Na południe, ale z problemami

Oba spotkania za mną, oba chyba pozytywne, można więc jechać. Spakowałem się i w drogę. W planie Słowacja, na krótko, tylko Presov i Koszyce a później Węgry i różne termy.
Od samego początku znowu coś z ładowaniem lub samym akumulatorem. Kontrolka na panelu zaświeciła się tylko raz, na postoju, ale po chwili, jak właczył się wiatrak - zgasła i już jej dzisiaj nie widziałem. Miałem dość różnych prowizorek, więc skleciłem własny miernik podłaczany do gniazdka zapalniczki i w ten sposób mogłem w czasie jazdy, w sposób ciągły monitorować napięcie akumulatora. Nie wygląda to ładnie. Jadąc czyli cały czas z włączonymi światłami, napięcie wahało się między 12,4 a 13,0. Przy wyłączonym silniku miałem ok 12,5 ale po przekręceniu kluczyka, czyli włączeniu zapłonu już tylko 11,6 czyli ewidentnie niedoładowany akumulator.
Dojechałam na stację benzynową tuż przed Biłgorajem (nocowałem tutaj w zeszłym roku), zaparkowałem, zjadlem w barze smaczne flaczki i chciałem teraz odpalić silnik i troche podładować akumulator przed nocą a tu ZONK. Kontrolki gasną, rozrusznik tylko mruknął i ...... cisza. Nie będę teraz, po nocy walczył, rano zaobaczę czy uda mi się odpalić samemu czy potrzebna będzie jakaś pomoc. Mam "urządzenie rozruchowe" czyli zapasowy akumulator w specjalnej obudowie z różnymi dodatkowymi bajerami - może wreszcie się przyda. W najgorszym przypadku jakoś podjadę do Biłgoraja (tylko 4 km), kupię nowy aku i zamontuję. Ten obecny mam już ponad 3 lata więc miał prawo skończyć żywot. Oby tylko na akumulatorze się skończyło.



Dzisiejsze fotki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz