Pogoda dzisiaj jest fantastyczna do turystyki chociaż męcząca. Słonce praży niemiłosiernie, na szczęście wiatr od morza pozwala przeżyć. Korzystam wie z okazji i zwiedzam ten prześliczny zakątek Estonii. Głazy porozrzucane dosłownie wszędzie, większe i mniejsze robią niesamowite wrażenie.
Na początek podjechałem do jedynej większej miejscowości na półwyspie Kasmu - Kasmu. Po drodze obejrzałem sobie camping, który ulokowany jest po drugiej stronie Vosu (a raczej kilka km za Vosu) niż parking na którym nocowałem. Duży teren ale odkryty i wiatru tam raczej nie ma, bo drzewa dookoła pewnie go zatrzymują, wiec przy takiej pogodzie jak dzisiaj, istna patelnia. Kamperów i przyczep sporo, tak na oko można powiedzieć, że większość terenu zajęta.
W Kasmu drugi camping a raczej spory ośrodek wypoczynkowy, stoi w nim kilka dużych wielopokojowych pawilonów - po prostu spory kombajn. Na końcu miejscowości parking i dalej już trzeba na piechotę - i warto tam iść. Śliczne porozrzucane głazy różnych wielkości, kilka opisanych na mapach turystycznych, maja swoje numery i nazwy których nie zapamiętałem. Na końcu cypla można zawrócić, lub iść na drugi cypel, bardziej na zachód. Jest tez wariant dla bardziej szalonych - wyprawa na Czarci Ostrów - czyli małą wąską wysepkę na północ od tego cypla. Część drogi pokonuje się na sucho - po kamieniach i czasami małych wydmach ale są odcinki, na których trzeba zdjąć buty i maszerować "po wodzie". Śliczna trasa, cudowne widoki - aparat fotograficzny tego nie odda - a szkoda.
Kolejny etap dzisiejszej wycieczki to półwysep Vergi - pierwszy z czterech licząc od wschodu. Podjechałem do małej osady Pedassaare, tam tradycyjnie parking i dalej, na ostrów już na piechotę. Piękny sosnowy las, o wiele mniej ludzi niż na Kasma, za to więcej wrednych i zajadłych much i gzów. Widoczek na samym cyplu zrekompensował te niedogodności a i sama trasa , mimo dokuczliwych owadów, też godna polecenia.
Kolejny etap - Vergi i jego port (a raczej mała przystań). W poprzednim ustroju był to teren wojskowy i niedostępny, widać pozostałości po starych bunkrach. Teraz jest tam i restauracja i przystań i każdy może sobie ten teren pooglądać. Z jedzenia w tamtej restauracji zrezygnowałem, podjechałem kawałek dalej, do Altja i zjadłem "małe conieco" (płacąc jak za normalny obiad) w karczmie. Po jedzonku, jadąc znowu do Vosu, zatrzymałem się koło ścieżki przyrodniczej nad malowniczą rzeką. Dojechałem do Vosu a "mój" parking cały zastawiony, poza tym - nasłoneczniony więc i tak nie warto na nim na razie stawać. Zatrzymałem się więc w centrum, niedaleko estrady, w cieniu i słucham koncertu :)
Na noc zjadę na parking - eleganckie i spokojne miejsce na nocleg. A na jutro planuje dwa pozostałe półwyspy.
Dzisiejsze fotki. Przejechałem ok 40 km, na nogach przeszedłem ok 10 km. Mapka trasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz