czwartek, 31 maja 2012

Na Litwę

Jak co roku, już od 10 lat, jadę na 2 czerwca do Wilna, do Ostrej Bramy. Na razie jeszcze w domu, Mruczek stoi już prawie gotowy do drogi. Plany, jak zwykle, "ambitne", tzn dzisiejsza noc planuje spędzić na samej granicy, w Ogrodnikach, koło budynku WOP. Mam nadzieje, że mnie nie wygonią :)

21:20

Stoję sobie grzecznie pod dawnym budynkiem WOP, koło kantoru wymiany czynnego cała dobę. W kantorze pracuje sympatyczna kobieta, porozmawialiśmy miło, zachwalałem kampery jak umiałem :) Udało mi się też wysłać kilka zdjęć, chociaż prędkość sieci tutaj, na samej granicy jest tragiczna. Jutro do Wilna, na camping. W zeszłym roku go budowali (w nowym miejscu) więc mam nadzieję z w tym roku będzie już wyglądało wiele lepiej.


Dzisiejsze fotki.

środa, 16 maja 2012

Ciągle Kraków

Nadal stoję na camper parku Elcampa w Krakowie i czekam na jeszcze jedna lampkę. Po sąsiedzku jest firma sprzedająca m.in. elektryczne skuterki. Fajnie wyglądają, ceny maja przyzwoite ale (zawsze jest jakieś ALE) - akumulatory ciężkie i praktycznie niewyjmowalne, czyli ładować trzeba stawiając cały skuter niedaleko gniazdka z prądem.
Dzisiejsze fotki.

wtorek, 15 maja 2012

Deszczowy Kraków

Od samego rana fachowcy znęcają się nad Mruczkiem. Jak w zeszłym roku, jeden palnik nie chce palić. Dodatkowo, lodówka odmówiła współpracy na gazie. Zgłosiłem też kłopoty z ładowaniem, bo niestety ciągnie się to od zeszłego roku. W Krakowie niewiele ludzi, taka pogoda nie zachęca do spacerów, na rynku praktycznie sama młodzież na szkolnych wycieczkach.
P.S. Tego posta pisze na tablecie :)



A teraz już z Mruczka.
Po spacerze po mokrym rynku u Floriańskiej, zajrzałem do kościoła Mariackiego - ołtarz cały w rusztowaniach i nie widać by przed EURO mieli skończyć. Później wyprawa na Kazimierz, mokry ale dzięki temu pusty. Zatrzymałem się przed jedna z restauracji, pan kelner tak ładnie i fachowo mnie zagadywał, że dałem się namówić i nie żałuję. Później już powrót do Elcampu i odpoczynek.
Dzisiejsze fotki.

poniedziałek, 14 maja 2012

W stronę Krakowa

Całe przedpołudnie przesiedzieliśmy przy komputerze, wprowadzałem ks Edwarda w tajniki Googla i jego różnych usług (blog, mapa, tłumacz itp). Po szybkim obiedzie - wyjazd do Krakowa, do Elcampu. Spory ruch na drodze, ciekawe jak to będzie wyglądało w czerwcu :) Na wieczór dojechałem na miejsce, zaraz zaprzyjaźniłem się ze ślicznym burym kocurem, kolacja i trzeba będzie szybko iść spać - jutro od 8 zabierają się za kamperka.
Dzisiejsze fotki.

niedziela, 13 maja 2012

Trzynasty maja

Od 19 lat nie lubię tej daty ......

Noc przeszła spokojnie, deszcz przestał padać i nawet w tej chwili słońce nieśmiało wygląda zza chmur. Po szybkim śniadaniu ja zostałem na gospodarstwie z komputerem (trzeba tradycyjnie porobić trochę porządków) a gospodarz pojechał do swoich zajęć.
W południe suma w miejscowym, zabytkowym kościele, później wyjazd na obiad do siostry gospodarza, pod Debicą. O 17 rozpoczął się mecz miejscowej ligi piłkarskiej, ale pogoda szybko nas wygoniła z boiska. Wieczorem, tradycyjnie, przy komputerze i na rozmowach.
Dzisiejsze fotki.

sobota, 12 maja 2012

Zaczynam trzeci sezon

Trochę później w tym roku, ale tak się złożyło. Pierwszy wypad, kilkudniowy, na południe Polski. Najpierw okolice Ropczyc (wieś Mała) - dostałem zaproszenie od księdza Edwarda, później w planie Kraków (kolejne drobne naprawy Mruczka).
Trasa wschodnią ścianą nudna, monotonna i tylko Jadzia umilała kilka razy życie. Zaczęła już w Białymstoku, bo uparła się, że jest krótsza trasa do Bielska Podlaskiego (a dokładniej do Plosek). Oczywiście, że jest, znam ją i dlatego nią nie chciałem jechać :) Później, w okolicach Lublina trochę poszalała - nie znała nowo wybudowanej drogi. Ale popis dała dopiero w Rzeszowie. Uparcie namawiała mnie na skręt w prawo i jazdę droga "szybkiego ruchu". Niestety - A4 w tym miejscu to kupa piachu i początki przęseł wiaduktów. Dałem się jej namówić i straciłem ponad pół godziny. PO powrocie na 19 - skręt na trasę do Krakowa Jadzia ma zupełnie pomieszany - albo proponowała bym zjechał gdzieś na trawnik albo prowadziła w środek, nie najnowszego bloku mieszkalnego - horror. Do Małej dotarłem niestety już po ciemku. I tu kolejna niespodzianka. Podjazd na podwórko po wysypanej żwirem mokrej ścieżce i Mruczek nie dawał rady. Kilka razy próbowałem, bez skutku. Na koniec gospodarz poprowadził nas od drugiej strony, polna droga, po trawie ale za to lekko w dół więc jakoś dojechałem. Jeszcze wizyta u rodzinki księdza Edwarda, i już można iść spać. Na jutro w planie bogaty program - zobaczymy co z tego wyjdzie.
Dzisiejsze fotki.