niedziela, 21 września 2014

Gyor, niedziela

9:00
Wczorajsza dzień był bardzo sympatyczny. Z tego co zrozumiałem (a tłumacz G jak zawsze gada zagadkami) to był on poświęcony głównie folklorowi rejonu Hortobagy i hajdukom z Debreczyna. Występ zespołu (od 19:30 do 21) zrobił duże wrażenie nie tylko na mnie.
Organizm nieprzyzwyczajony do mocnego alkoholu (palinka miewa 50 albo i 55%) bardzo szybko reaguje na te madziarskie przysmaki. Wypiłem 0,2 brzoskwiniówki i 0,2 ciemnych winogron. Później solidna porcja tłustego leczo i było OK.
Dzisiaj rano mają być jakieś interaktywne zabawy dla dzieci, później, od 14:30 trzy różne zespoły (kapele) ludowe. A na koniec, o 19, jako ukoronowanie całej imprezy, Magyar rapszodia w wykonaniu Madziarskiego Narodowego Zespołu Ludowego (pewnie coś w rodzaju naszego Mazowsza). I to ma trwać 2 godziny :)
Pogoda zapowiada się śliczna, oby wytrzymało do wieczora. Wczoraj wieczorem, jak szedłem od autobudu na camping, grzmiało, błyskało, ale przeszło bokiem. Za chwilę się zbieram, przenoszę się bliżej centrum. Znalazłem na deptaku jedno dostępne WiFi (bank OTP), więc już nie muszę tutaj płacić.


(pisane o 22:00)
Kilka przemyśleń.

Przez trzy dni kręciłem się po całej starówce, po okolicznych placach i ulicach i nie zauważyłem żadnego radiowozu, żadnego policjanta. Fakt, na rynku było sporo ochroniarzy, ale nie rzucali się w oczy. I nie mieli chyba wiele pracy, ja nie widziałem żadnej ich interwencji. Mogłem podejść dowolnie blisko estrady, wręcz pomacać instrumenty muzyczne, zajrzeć w różne zakamarki. Byłem pilnie obserwowany, ale nikt mnie nie przeganiał, nikt mi tego nie bronił. Było po prostu normalnie. Dwa lata temu przeszedłem koło madziarskiego premiera Orbana w odległości mniejszej niż metr i też ochrona tylko patrzyła. Zresztą nie byłem jedynym, Orban zwyczajnie przechodził między ludźmi.
Dlaczego u nas nie może byc tak samo, nie może być normalnie?
Estrada postawiona w rynku, tuż przy wejściu do kościoła. Na estradzie co jakiś czas mini konkursy dla publiczności. Nagrodą dla dorosłych był kieliszek palinki do wypicia na miejscu.
Przez trzy dni ludzie kupowali palinkę nie tylko w butelkach, do domu, ale kieliszkami, do wypicia na miejscu (ale pijanych nie widziałem).
I jakoś nikomu to nie przeszkadzało. Było normalnie - dlaczego u nas tak nie może być ?

Dawkę folkloru madziarskiego dostałem sporą. W ogóle nie ma porównania, do tego co oglądałem w zeszłym roku w Tokaju. Trzeba ten festiwal w Gyor wpisać na stałe do kalendarza.


Dzisiejsze fotki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz